Skradziona deska – obrazek z życia Błogosławionego, opowiadała s. Gabriela Wojciechowska CSL
Po Prymarii wyszedł radosny z kościoła św. Floriana, z Brewiarzem w ręku. Szedł przez ogród w stronę budowy. Liście tańczyły na ścieżkach w podmuchach porannego wiatru. Na budowie nie było jeszcze nikogo. Ze wzruszeniem przyglądał się przyszłej drukarni. Tu i ówdzie leżały w nieładzie kielnie, różnej wielkości drabinki i wywrócona do góry dnem dziurawa taczka. Powoli obchodził budowę i chciał wejść na rusztowanie, aż tu nagle zza węgła wyskoczył wprost na Ojca jakiś dryblas, wlokący ukradzioną długą deskę. Odrzucił ją daleko od siebie i przerażony wyśliznął się przez dziurę w murze.
Gdy przyniosłam Ojcu śniadanie, powiedział do mnie: „Chciał ukraść deskę i uciekał przede mną. Siostro Gabrielo, jak zdobyć zaufanie tych ludzi, żeby oni przestali się nas bać? Pewnie mu była bardzo potrzebna, gdyby mi powiedział, dałbym mu nie jedną, ale pięć. Nie będę dziś jadł śniadania”. Był to ostatni dzień w życiu księdza Kłopotowskiego i ostatnia jego budowa.