Rozmowa z ks. Robertem Wielądkiem misjonarzem miłosierdzia, rekolekcjonistą, dyrektorem Wydziału Duszpasterstwa Rodzin Kurii Biskupiej Warszawsko-Praskiej.
Papież Franciszek 20 listopada 2016 r. uroczyście zamknął Drzwi Święte w Watykanie, kończąc obchody Roku Świętego. Jubileusz Miłosierdzia się skończył. Co dalej?
Papież Franciszek zaskoczył nas, ogłaszając Nadzwyczajny Rok Jubileuszowy, bo przecież nie było podstaw do jakiegokolwiek jubileuszu. Otrzymaliśmy ten rok jako dar – przede wszystkim po to, żeby współczesnemu światu dać nadzieję i szansę oraz przypomnieć, co jest ważne.
Moje doświadczenie tego roku to doświadczenie miłosierdzia, które w pozytywnym tego słowa znaczeniu „wypala piętno”. Doświadczenie ogromnej mocy Pana Boga, której szybko się nie zapomina. I nie jest tak, że to się skończyło. Wiele osób doświadczyło tej łaski i za tą łaską w swoim życiu poszło.
„Nawet jeśli zamykają się święte drzwi, nadal pozostanie otwarta na oścież prawdziwa brama miłosierdzia, którą jest Serce Chrystusa”. Czy w tych słowach papież Franciszek wskazuje, że przeżywając wraz z całym Kościołem Rok Miłosierdzia, dopiero rozpoczęliśmy drogę, która ma nas prowadzić do tajemnicy Bożej miłości?
Myślę, że takie było założenie Ojca Świętego – żeby jeszcze raz przypomnieć ludziom, jaki jest prawdziwy obraz Boga i kim On jest. I oczywiście nie jest prawdą, że ten szczególny czas się skończył, bo jeśli bramą miłosierdzia jest Jezus, to znaczy, że ono jest ciągle aktualne, dostępne i mamy do niego prowadzić ludzi.
Odkryłem, że mówienie o Bożym miłosierdziu nie może być tematem dodatkowym, że to jest temat podstawowy, o którym trzeba mówić zawsze. Niesamowite było, jak po wysłuchaniu kazania o Bożym miłosierdziu ludzie po 20-30 latach wracali do konfesjonału do spowiedzi. Wiem, że to nie jest moc mojego słowa, ale moc Bożego miłosierdzia. Jestem przekonany, że głoszenie Bożego miłosierdzia jest niesamowitym skarbem Kościoła.
Kim na tej drodze powinna być dla nas Maryja? Przecież nikt tak jak Ona nie poznał głębi tajemnicy miłości Ojca…
Rdzeń miłosierdzia bierze się z miłości, a któż lepiej tej miłości będzie nas uczył, jak nie Maryja, Matka Jezusa – Ta, która jest nazywana Matką miłosierdzia. Tutaj znów możemy się wiele uczyć od papieża Franciszka; zresztą Jan Paweł II robił identycznie: wszystkie najważniejsze wydarzenia i codzienne sprawy zawierzał Maryi, Jej oddawał. Nic nie robił bez Maryi. Franciszek również swoją drogę, swoją codzienność zawierza Maryi.
Uważam, że papież jest po to, byśmy nie tylko słuchali jego słów, ale także patrzyli, jak on postępuje. Różnie nazywa się papieży: Jana Pawła II określa się mianem duszpasterza, Benedykta XVI – teologa, a o Franciszku się mówi, że to człowiek miłosierdzia. A jego miłość miłosierna w znacznym stopniu wynika z bliskiej relacji z Matką Bożą.
W Liście apostolskim Misericordia et misera, opublikowanym na zakończenie Jubileuszu, Ojciec Święty stwierdza, że misjonarze miłosierdzia pełnią swoją posługę aż do odwołania. Oznacza to, że nadzwyczajna misja Księdza trwa…
Naszym zadaniem, zadaniem misjonarzy miłosierdzia, było napisanie dla Papieża podsumowania tego roku. Wśród postulatów, które wysłałem, była kwestia do rozważenia, żeby pozostawić chociaż jednego-dwóch misjonarzy miłosierdzia na dany kraj. Nie spodziewałem się, że Papież wpadnie na pomysł, żeby utrzymać wszystkich. To kolejne potwierdzenie faktu, że miłosierdzie nie jest ograniczone do jednego roku, tylko jest to posługa, która jest potrzebna w codzienności zawsze.
Co dla Księdza jako misjonarza miłosierdzia jest najważniejszym doświadczeniem tego czasu?
To, jak głoszenie, kim jest Bóg – że Bóg kocha, że Bóg przebacza, że Bóg szuka – otwiera ludzkie serca, nawet tych, którzy znaleźli się daleko. Nieraz zastanawiamy się, jakie kroki i środki podjąć w nowej ewangelizacji, a okazuje się, że głoszenie prawdy przywraca ludzi do Boga. Miałem ogromne doświadczenie mocy Słowa Bożego, które jest żywe i skuteczne. Nie było parafii, w której bym nie słuchał spowiedzi z kilkudziesięciu lat. Tak właśnie działa Pan Bóg.
W świat zostało posłanych ponad 1300 misjonarzy miłosierdzia – to oznacza wymierne owoce, których my nie widzimy, bo wszystko dokonywało się w zaciszu konfesjonałów, na indywidualnych rozmowach, w czasie rekolekcji… Otrzymywałem od ludzi świadectwa o przemienianiu ich przez Pana Boga.
Wydaje mi się, że najważniejszym bogactwem i skarbem, który dał nam papież Franciszek, jest pokazanie, jak mówienie o Bogu, który jest miłosierny, będzie przygarniało i przyprowadzało ludzi do Kościoła.
Jak w naszej codzienności, często zabieganej i pełnej różnych problemów, nie zmarnować owoców Roku Jubileuszowego? Ma Ksiądz jakieś konkretne wskazówki?
Zawsze jest sprawą indywidualną, jak będzie to wyglądało w naszym życiu. Jeśli człowiek naprawdę otworzył się na Boże miłosierdzie, doświadczył go, dał Bogu szansę, to jego życie w znacznym stopniu się zmieniło. Tak naprawdę papieżowi Franciszkowi chodziło o to, żeby ludzie byli doświadczeni miłosierdziem, a nie tylko o to, żeby usłyszeli.
Jak nie zmarnować? Wracać do tego, co dał mi Pan Bóg, wspominać, dziękować za to, co było, jak Pan Bóg zadziałał. Bo my niestety mamy dość krótką pamięć i szybko zapominamy o dobrach, które otrzymujemy.
Druga rzecz: Papież prawie do znudzenia mówił, że miłosierdzie ma być konkretem. Tak jak wiara, żeby nie umarła, musi być wyznawana, tak samo miłosierdzie, żeby nie było tylko teorią, musi być praktykowane. Przez cały Rok Miłosierdzia Papież wiele razy wracał do uczynków co do duszy i co do ciała. Myślę, że warto przyjrzeć się tym uczynkom i wybrać sobie jeden. I ten jeden uczynić stałą praktyką, np. miesięczną czy tygodniową. Mam świadomość, że świat pędzi – jeśli mam być miłosierny, to miłosierdzie nie może być tylko spontaniczne, ale też powinno być zorganizowane (w sensie pewnej dyscypliny, którą sobie narzucam).
A co było najtrudniejsze w tej posłudze – tak osobiście dla Księdza?
Najbardziej zapisały mi się w pamięci spotkania z ludźmi opętanymi. Odkryłem też ogromną moc sakramentu spowiedzi, widziałem, jak szatan przeszkadzał w tym, żeby ludzie mogli się wyspowiadać. Widziałem też ogromną walkę w osobach, które chciały wszystko oddać Panu Bogu.
Jakie szczególne doświadczenie z tamtego czasu utkwiło Księdzu w pamięci?
Kiedy w Środę Popielcową skończyła się Msza święta w Bazylice św. Piotra, wyszedłem na plac św. Piotra, by jeszcze trochę popatrzeć na Rzym. Tamtego dnia wracałem już do Polski. W pewnym momencie kilka Amerykanek poprosiło mnie o zrobienie im zdjęcia. Zrobiłem i podczas rozmowy ujawniłem, że jestem właśnie misjonarzem miłosierdzia. One natychmiast upadły na kolana z prośbą o błogosławieństwo. Po pobłogosławieniu ich ujrzałem około trzydziestu osób klęczących. Pomyślałem sobie: prymicja misjonarza miłosierdzia. Tego samego dnia, trochę dalej, zostałem pobity przez bezdomnych (dwa razy kopnięty i opluty). Widziałem ich wściekłość na to, że zobaczyli księdza w sutannie. Zdałem sobie sprawę, że ta posługa będzie owocna, skoro wzbudza taką wściekłość.
Natomiast w Polsce, w jednej z parafii, podszedł do konfesjonału młody chłopak i wyznał, że nie był u spowiedzi dziesięć lat. Powiedział, że przypadkiem przechodził koło kościoła (ja w takie „przypadki” nie wierzę) i wstąpił, a ksiądz akurat ogłosił, że jest w konfesjonale misjonarz miłosierdzia. I powiedział mi: „Wie ksiądz, jak usłyszałem, że jest ksiądz misjonarzem miłosierdzia, to pomyślałem, że pewnie będzie ksiądz miłosierny i dlatego do księdza przyjdę”. Bardzo wielu ludzi wróciło do Kościoła, do Pana Boga. Ten rok to ogromne doświadczenie działania łaski Pana Boga.
Rozmawiała s. Wioletta Ostrowska CSL
Artykuł pochodzi z Miesięcznika Różaniec – KWIECIEŃ 2017 r.
Wydawnictwo Sióstr Loretanek POLECA
Krew i Woda Dar Miłości Miłosiernej
Paweł Warchoł OFMConv
Książka wprowadza nas w tajemnicę Serca Jezusa. Z niego bowiem wypływa zbawienna krew i woda. Bez nich nie ma życia. Kto chce z tych zdrojów skorzystać, uświadamia sobie ich wartość oraz odkrywa prawdę, która zainspiruje go do pogłębiania wiedzy i życia duchowego. Tak postępowali wspomniani w książce święci, przewodnicy wiary, gdyż w Sercu Chrystusa odkryli prawdziwe szczęście.