Urodziłem się jeszcze przed wojną, w miesiącu różańcowym, 9 października 1931 r., i choć skończyłem już 73 lata, wciąż czuję się młodo. W młodości marzyłem o kapłaństwie. Niestety, ze względów zdrowotnych nie zostałem dopuszczony do wyższych święceń, zgłosiłem się więc do klasztoru w Niepokalanowie.

Był rok 1956, odbyłem nowicjat, miałem szczęście zapoznać się ze wszystkimi pismami i z duchowością św. Maksymiliana. I stamtąd, za poradą ojca duchownego, w myśl słów Matki Bożej Fatimskiej: „Odmawiajcie różaniec i czyńcie pokutę”, przeniosłem się do Krakowa na Bielany, do kamedułów. Tam znalazłem stosowne miejsce na pokutę. Wspaniale wspominam tamte dwa lata nowicjatu, jednak ostatecznie obrałem nietypowy styl życia.

W POKUTNYM WORZE

Zamieszkałem u pustelnika w Kalwarii Zebrzydowskiej, włożyłem na siebie wór pokutny. Z przodu umieściłem napis: „Czyńcie pokutę”, a na plecach wyryłem słowa Matki Bożej z Lourdes: „Pokuty, pokuty, pokuty”. I tak, z różańcem na szyi i z Pismem Świętym, od końca lat 50. przez 60. i 70. ubiegłego stulecia przemierzyłem Polskę „od Bałtyku po gór szczyty”. Odbyłem tysiące spotkań z Polakami. Miałem też do czynienia z ówczesną milicją. Czasem jednego dnia po trzykroć byłem zatrzymywany i prowadzony na komendę. Wiele razy zamykano mnie w areszcie na 48 godzin, zdzierano ze mnie wór pokutny. Były to szczytowe lata walki z Kościołem, kiedy utrącano wszelką jego działalność. Byłem wtedy jak żywy „plakat”, przesuwający się przez Polskę. Dzięki wędrówce odbywałem spotkania w miejscach, do których nie docierali księża, np. w więzieniach czy nawet na komendzie milicji. Gdy milicjanci zbierali się i zasypywali mnie pytaniami, każdy z nich nasłuchiwał, myśląc, że ma do czynienia z kuriozum.

Owocem pielgrzymek jest książka Listy z pokutnej trasy. Tworzą ją listy, które pisałem do przyjaciół, znajomych, a przede wszystkim do mojego kierownika duchownego, o. Wiktoryna Swajdy z Kalwarii.

W 1970 r. otrzymałem pozwolenie na głoszenie rekolekcji w archidiecezji lubelskiej, otrzymałem też pozwolenie – jako szafarz nadzwyczajny – na udzielanie Komunii świętej. Głosiłem dziesiątki rekolekcji i jestem bardzo wdzięczny wszystkim proboszczom, którzy mnie tak chętnie zapraszali. Rekolekcje zresztą głoszę do tej pory.

DROGA DO ZIEMI ŚWIĘTEJ

W 1980 r. znalazłem się w Rzymie, pragnąłem bardzo dostać się do Ziemi Świętej. Oczekując w Rzymie na odpowiednie pieczęcie w paszporcie – a trwało to cały rok – zamieszkałem u trapistów. Ostatecznie wyruszyłem z Rzymu do Izraela w październiku 1981 r. Wcześniej, w maju, przeżyłem ów tragiczny zamach na Ojca Świętego. Sam wtedy również ciężko zachorowałem; gdy Ojciec Święty opuszczał szpital, odwożono mnie karetką. Groziła mi śmierć; ostatecznie wszystko zakończyło się szczęśliwie.

W Izraelu w Domu Polskim bardzo serdecznie przyjęły mnie siostry elżbietanki. Myślałem: pobędę, zwiedzę i wrócę – ale w Polsce ogłoszono stan wojenny. Zdecydowałem, że pozostanę. Pomagałem siostrom w ich licznych pracach. Gdy stan wojenny przeciągał się, by nie marnować czasu, zapisałem się na kurs języka hebrajskiego. Studiowałem przez 5 miesięcy. Gdy moja wiza przestała być ważna, powróciłem do Polski (by przedłużyć pobyt, mogłem studiować, wykładać albo przejść na judaizm – wszystkie możliwości odpadały).
Wróciłem do Ziemi Świętej już na innych zasadach – jako przewodnik. Miałem bilet bezpłatny, w sumie 11 razy byłem w Izraelu. Owocem tych podróży jest dzieło mojego życia – książka pt. Pan Jezus, którą potem wydali Księża Misjonarze św. Rodziny z Górki Klasztornej.

Gdy ostatnim razem byłem w Ziemi Świętej, wybuchły starcia Żydów z Palestyńczykami. Doszło do strzelaniny i kilka dni, wraz z całą grupą Polaków, przeżyłem w wielkim napięciu i w atmosferze wojny. Od tamtej pory nie byłem w Izraelu.

W GROCIE PUSTELNIKA

W pustelni w Kalwarii mieszkałem do 1963 r., potem przeniosłem się na teren Ojcowskiego Parku Narodowego, miejsce znalazłem dzięki pośrednictwu życzliwych osób. Do dziś mam grotę, w której pobudowałem chatę pustelnika i tam jestem zameldowany na stałe. Na okres zimy mam inną pustelnię, na skraju wioski w parafii Biały Kościół.

Wstaję o godz. 3.30 rano, jeszcze przed poranną Mszą świętą mam czas na rozmyślanie, na modlitwy poranne, na odmówienie całego różańca. Po powrocie z kościoła, po śniadaniu, przez resztę czasu pracuję. W małym warsztacie toczę różańcowe paciorki.

POMYSŁ ROBIENIA RÓŻAŃCÓW

Wyrobu różańców nauczył mnie pustelnik śp. Stanisław w Kalwarii. Solidnie wykonywał swoją pracę i robił bardzo mocne różańce. Gdy władza zarzucała mi, że nie posługując się pieniędzmi, żebrzę albo kradnę, brałem woreczek z narzędziami i w czasie zatrzymań tłumaczyłem: „W każdym polskim domu są różańce do reperacji, naprawiam je, a za wykonaną pracę otrzymuję posiłek”.

Pomysł rozdawania różańców powstał podczas rekolekcji na warszawskiej Choszczówce. Pani zelatorka prosiła, żebym wskazał kogoś, kto rozprowadza cały 20-tajemnicowy różaniec, bo chciałaby się właśnie na takim modlić. Nie znałem nikogo takiego, ale zaproponowałem, że sam mogę spełnić jej życzenie. Gdy zapytano mnie później o wynagrodzenie, ponieważ nie wiedziano, że pieniędzmi się nie posługuję, odpowiedziałem: „Proszę zamówić Mszę świętą: O rychły tryumf Niepokalanego Serca Maryi w duszy zamawiającego, w rodzinie, w parafii, w Polsce i na całym świecie”. Gdy przesłałem pocztą 5 różańców, otrzymałem potwierdzenie na pięć odprawionych Mszy świętych. I tak to się zaczęło.

OBIETNICA MATKI BOŻEJ

Dlaczego taka intencja? Jestem pod wielkim wrażeniem objawień Matki Bożej w Fatimie. Ojciec Święty w tym fatimskim dniu został cudem uratowany od śmierci. Matka Boża, zapowiadając klęski, które czekają ludzkość za nieodpokutowane grzechy, powiedziała: „Moje Niepokalane Serce zwycięży”. Otrzymaliśmy więc obietnicę, że nie zło i szatan zwyciężą, ale Niepokalane Serce, i tu chodzi o uproszenie Trójcy Przenajświętszej, przez zasługi Chrystusa zmartwychwstałego, by pozwolił Niepokalanej przyjść wcześniej z Jej zwycięstwem nad szatanem. Taka właśnie intencja towarzyszy produkcji różańców, które rozsyłane są już w tysiącach. Czynię to, oczywiście, nie sam. Mam, dzięki Bogu, pomocników, zwłaszcza emerytów, którzy, gdy tylko im dostarczyć materiałów, wykonują wszystko z radością, traktując swoją pracę jako modlitwę. Dwoje emerytów potrafi dziennie wykonać 30 całych różańców. To jest też jakiś znak od Matki Bożej. A różaniec jest niewielki i lekki, choć liczy 224 paciorki. „Zdrowaśki” są stosunkowo małe, „ojczenasze” trzykrotnie większe, nie ma pomiędzy koralikami odstępów, poszczególne dziesiątki odróżnia się wielkością paciorków. Wplecione są w to medaliki: Niepokalanego Poczęcia z Niepokalanowa, szkaplerz i medalik „Jezu, ufam Tobie”. Paciorki są lakierowane.

ZA RĘKĘ Z MARYJĄ

Gdy odmawiam różaniec rano, zawieszam go na szyi i mam wrażenie, że Matka Boża ogarnia mnie swoim duchem. Choć bywa, że nieraz trzeba toczyć walki, by różaniec poprawnie odmówić. W domu modlę się na dużym różańcu. Kiedy idę do kościoła, mam na szyi cały różaniec, a w kieszeni jego dziesiątkę i na niej się modlę. W podróży albo w drodze biorę dziesiątek na palec. Wtedy czuję się jakby prowadzony za rękę przez Maryję.

Przy produkcji różańców modlę się: „Matko Najświętsza, jeśli jest Twoją wolą, bym jeszcze propagował różaniec, przymnóż mi sił i dni”. I, Bogu dzięki, czuję siły, choć jestem mocno związany z Apostolstwem Dobrej Śmierci. Słowa: „…módl się za nami teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen”, powtarzamy w różańcu 203 razy, a więc wszyscy, którzy odmawiają różaniec, są członkami apostolstwa dobrej śmierci i modlą się o dobrą śmierć.

Zainteresowani nabyciem całego różańca z 20 tajemnicami mają dwie możliwości:

1. Przekazem pocztowym przesłać dobrowolną ofiarę na Mszę świętą na adres: Parafia Rzymsko-Katolicka Biały Kościół, 32-089 Wielka Wieś. Ofiarodawca otrzyma poświęcony różaniec wraz z obrazkiem i wypisaną intencją: „O rychły tryumf Niepokalanego Serca Maryi (w duszy, rodzinie, parafii, Polsce i na całym świecie)” oraz potwierdzeniem miejscowych księży, że w tej intencji Mszę świętą odprawią.

2. Wysłać list z prośbą o przysłanie różańca, załączając w kopercie znaczek, na adres j.w. Po otrzymaniu różańca i obrazka z intencją w dogodnym czasie należy zamówić w swojej parafii Mszę świętą. Intencja jest darem złożonym Matce Bożej, odnosi się ściśle do naszego życia wewnętrznego, możemy mieć nadzieję, że Pan Bóg nas wysłucha. I choć kapłani odprawiają wiele Mszy, tu chodzi o sformułowanie intencji najważniejszej – by Matka Boża zaingerowała w losy świata.

Zamówienie Mszy świętej stanowi jedyny warunek, żeby otrzymać różaniec. W Polsce Rok Różańca nie przebrzmiał bez echa, ten całościowy różaniec podprowadza do Eucharystii, do ołtarza, do Mszy świętej, to są intencje najbardziej zakorzenione w nauce Kościoła.

Różaniec, który wysyłam, to nie zapłata za zamówioną intencję mszalną, tylko prezent od Matki Bożej. Mam na stole cudowną figurkę Maryi, posrebrzaną przez braci z Niepokalanowa, która uratowała mnie wiele razy od śmierci; na ostatnim etapie pracy każdy różaniec składam u stóp Maryi, mówiąc: „Dla Ciebie, Matuchno”, i wtedy to już nie jest mój różaniec.

BR. BOGUMIŁ MARIAN ADAMCZYK

wysłuchał ks. Andrzej Adamski, spisała i oprac. Hanna Karp

Share.

„Różaniec” jest miesięcznikiem formacyjnym. Znajdziesz w nim treści, które pomogą Ci wzrastać na drodze życia duchowego. Głównym rysem pisma jest maryjny wymiar duchowości katolickiej.