Warto się pomodlić na cmentarzu – i to nie tylko za zmarłych – wejść w atmosferę zadumy, refleksji nad życiem, Bogiem i wiecznością…
Kartuzy. Na niewysokiej skarpie nad jeziorem wznosi się czerwono-ceglana kolegiata. Na bocznej ścianie widać zegar, a pod nim napis: Memento mori. Pamiętaj, umrzesz. Przez całe lata w tutejszej kolegiacie posługiwali ojcowie kartuzi. Ich podstawowym charyzmatem było towarzyszenie człowiekowi odchodzącemu z tego świata i pomoc duszom w czyśćcu cierpiącym. Dziś kartuzów na Kaszubach już nie znajdziemy, bo w ogóle nie ma ich w Polsce. Jednak to nie jest tak, że los zmarłych nikogo już nie interesuje.
Służbę wobec dusz czyśćcowych przejęli inni. Choćby Zgromadzenie Księży Marianów, któremu jego założyciel św. Stanisław Papczyński powierzył i tę bardzo ważną misję. Prawda jest jednak taka, że do tej pomocy powołany jest każdy z nas. Niejednokrotnie mówiła o tym choćby Maria Sim- ma, austriacka wizjonerka rozmawiająca z duszami czyśćcowymi, które często prosiły ją o modlitwę, zamówienie Mszy Świętej, o wspomnienie.
Dziś o obowiązku wobec zmarłych przypominają nam też nagrobki. Spacer po cmentarzu – gdy dni stają się krótsze, a szarzyzna i ciemność niepostrzeżenie wkradają się między dopiero co bliskie nam słoneczne dni – może dla każdego z nas stać się czasem swego rodzaju dobrych rekolekcji. Epitafia, fragmenty z Pisma Świętego wygrawerowane na cmentarnych płytach mogą pomóc także nam, nakierowując nas na dobrą drogę. Jeszcze nie jest za późno, wciąż mamy na to czas.
EPITAFIUM POEZJI MÓWIONEJ
W Wilnie przy ulicy Rasu słychać deszcz. Delikatna mżawka muska suche gałęzie pojedynczych drzew rosnących przed wejściem na cmentarz. Do głównej bramy zostało jeszcze kilkanaście metrów. Przed nią widać kilkadziesiąt wojskowych nagrobków, jednakowych surowych mogił. To żołnierze marszałka Piłsudskiego, bohaterowie walczący o Wilno w latach 1919-1920. Leżą tu także żołnierze AK polegli w akcji „Ostra Brama” w lipcu 1944 r.
Największy grobowiec znajduje się w centrum żołnierskiej kwatery i skrywa serce Józefa Piłsudskiego ukryte w kryształowej urnie. Pochowane jest tuż obok jego ukochanej matki Marii z Bilewiczów Piłsudskiej.
Przy obszernej płycie grobu marszałka krząta się starsza pani. Lewą pachą wspomaga się na drewnianej kuli, prawą dłoń opiera na lasce. Mimo tych trudności porusza się sprawnie. Gdy dostrzega polską grupę, zaczyna deklamować wiersz:
– W noc majową przylecieli trzej aniołowie i usiedli nieruchomo tam przy jego grobie. I dla ciebie także, wodzu, odpocząć też trzeba. Zabierzemy twoją duszę prosto li do nieba, żebyś miał jak ptaki słońce po wieczystych drogach, żebyś miał jak diament tam u Pana Boga…
To pani Irena Bołądź, Polka mieszkająca na Litwie. Jest miejscową poetką, niektórzy nazywają ją wileńską gawędziarką. Od lat wita polskie grupy przybywające do miejsca spoczynku serca Józefa Piłsudskiego.
Na cmentarzu na Rossie znajduje się też słynny na całą Europę pomnik tzw. Czarnego Anioła. Figura ozdabia grób 24-letniej Izy Salmonowiczówny, o której przez lata krążyły w Wilnie plotki, że zginęła wskutek zabawy z młodym niedźwiadkiem. Faktycznie umarła z powodu wady serca. Zdobiący jej mogiłę anioł został wykonany w warszawskiej pracowni kamieniarskiej i przedstawia lekko unoszącą się postać skrzydlatego posłańca zrywającego łańcuchy łączące go z ziemią.
DO KLEJNOCIKA
Cmentarz Rakowicki w Krakowie. W cieniu drzew znajduje się mało komu znany grób skrywający ciałko półtorarocznej Cecylki Nowakowskiej. Dziewczynka odeszła 24 listopada 1831 r. Mama dziecka umieściła wówczas na jej grobie wzruszające epitafium: „Klejnociku drogi, porwał cię los srogi. Gdzież Cię zobaczymy? Tam, tam mniej cierpimy”.
Na tym samym krakowskim cmentarzu znajdował się niegdyś grób 19-letniej Apolonii z Lubowieckich Bursikowej. Ks. kard. Franciszek Macharski 200 lat po jej śmierci odtworzył tablicę upamiętniającą jej życie, moment odejścia, a także epitafium: „Pod śmiertelnym głazem, który ją okrywa, / Z Lubowieckich Bursika żona spoczywa. / Pierwsza z obywatelek w dziewiętnastym roku / Zaległa to miejsce z istoty wyroku. / Miłość ku rodzicom, cnota nie z zarobkiem, / Te są Bur- sikowej wieczystym nagrobkiem. / Przechodniu, wznieś modły do istoty tronu / I jej duszę umieść w gronie swych Syjonu. / Prosi usilnie, żebrze, racz dać, Boże, Panie, / Apolonii duszy wieczne spoczywanie”.
BÓL I NADZIEJA
Ból, płacz, tęsknota. Przeżywamy całą gamę uczuć, gdy odchodzi z tego świata ktoś, kogo kochamy. Wtedy wiara podtrzymuje naszą nadzieję, że kiedyś – w wieczności – znowu się zobaczymy. Nagrobne epitafia są przepełnione właśnie tymi stanami: bólem rozłąki i niegasnącą nadzieją na ponowne spotkanie. „Próżno za tobą płaczę, ukochana żono! Z nędzy świata na boskie przeniosłaś się łono. Tam Cię serce me śledzi, tam nadzieja wita, że Ci dana za cnotę nagroda sowita” – wygrawerował Ambroży Grabowski, księgarz i historyk z Krakowa, na grobie swej żony Józefy.
NAUKA JUŻ Z DRUGIEJ STRONY
Warto przespacerować się w milczeniu po cmentarnych alejkach, smakując kolejne treści umieszczone na nagrobkach: „Tu spoczywa obok czcigodnego swego ojca Klemens Urmowski, pisarz sądu poprawczego zmarły 7 lutego 1847 r., żył lat 24. Kochał swe obowiązki, szedł gościńcem cnoty. Był podporą rodziny i wsparciem sieroty”. Gdzie indziej zaś czytamy na płycie nagrobnej zmarłego w 1852 r. Romana Młodziana Młodzianowskiego: „Miłość i wsparcie bliźniego to ziemski raj życia twego. Gdzie nędzna wdowa, sierota, tam promieniła twa cnota. Spokój i szczęście rodziny: twych zabiegów cel jedyny. Wiara – nadzieja twa cała – dziś już twym portem się stała. A żywot usług – opieki – Bóg ci odpłać na wieki. Ku Tobie wznoszę oczy moje, w Tobie ufanie moje, Boże mój”.
Obok takich słów często trudno przejść obojętnie, nawet jeśli nie znamy zmarłego. Ten przekaz mówi nadal, o czymś nam subtelnie szepcząc, ku czemuś skłaniając. Także dlatego warto dziś udać się na cmentarz.
Artykuł pochodzi z Miesięcznika Różaniec – LISTOPAD 2024 r.
Wydawnictwo Sióstr Loretanek POLECA
Za co warto umierać
abp Charles J. Chaput OFMCap
Charles J. Chaput OFMCap, emerytowany arcybiskup Filadelfii, zabiera nas w intelektualną podróż pełną wyzwań, przed którymi – podobnie jak przed śmiercią – nie sposób uciec. Z właściwą sobie mądrością i szczerością, stawia przed Czytelnikiem najważniejsze pytania: po co jesteśmy? dla czego warto żyć? Czy choćby to tytułowe: za co warto umierać? Nie odpowiada, jak to ma już w zwyczaju, wprost. Niczego nie podaje nam jak kelner na tacy (...)