Każdy z nas ma swój Pawłowy oścień. Po co? Żeby wzrastać w pokorze prowadzącej do miłości – najpierw Boga, potem bliźniego. A co, jeśli tym bliźnim jest człowiek, który nas bardzo skrzywdził…?
Pochodzę z rodziny, w której były alkohol i przemoc psychiczna. Czasem dochodziło do awantur z demolowaniem mieszkania. Uciekaliśmy wtedy z bratem z domu i spaliśmy u sąsiadów. Ojciec obiecywał poprawę, a ja mu wierzyłam, ale do czasu. W końcu poczułam nienawiść i bunt, wyjechałam z domu.
MAM SWOJE ŻYCIE
Tato w końcu przestał pić, ale gnębienie psychiczne i poniżanie zostało. Pewnego dnia ojciec zapytał, czy na starość dostanie ode mnie wsparcie. Wtedy wybuchłam: „Może jeszcze za rączkę będę go trzymać na łożu śmierci?”. Później mama zachorowała na raka. Ojciec opiekował się nią, robił wszystko, by jej pomóc. Zapewnił też opiekę duchową, a gdy umierała, trzymał ją za rękę. Po jej śmierci został sam. „Niech sobie radzi, ja mam swoje życie” – myślałam wtedy.
W RĘKACH MARYI I JÓZEFA
Jednak kiedy urodził się mój syn, zauważyłam, że dziadek jest dla niego ważny. A ojciec się zmienił. Bawił się z wnukiem, kupował mu zabawki, kochał go. Bardzo mnie to cieszyło. Przed kilkoma laty zachorował też on. Miał zaburzenia funkcji poznawczych, demencję, stopniowo tracił wzrok. Tak po ludzku było mi go żal. Kiedyś zauważyłam, że przychodzą do niego listy o nieopłaconych rachunkach, okazało się, że ma straszne długi w banku. Byłam przerażona, ale choć nie zarabiałam, robiłam wszystko, żeby mu pomóc. Przez ten czas dużo się modliłam, zawierzałam wszystko Maryi, prosiłam św. Józefa o prowadzenie. Potem on już nie umiał nawet przygotować sobie jedzenia, umyć się, zaczęły się pampersy. Nie mogłam się przełamać, żeby go umyć. Pojawił się bunt wobec Boga. „Gdyby to była mama, byłoby mi łatwiej. Czemu właśnie on”?
Jednak kilka lat opieki nad ojcem zmieniło mnie. Zrozumiałam, że on był chory dla mnie. Dostrzegłam w nim człowieka, którego może kiedyś ktoś skrzywdził. Ten bije, kto sam był bity. Zaczęłam inaczej patrzeć na jego i nasze życie. Pojawiła się wtedy u mnie miłość jako akt woli. Pan przemieniał moje serce. Były też burze, ogromne, ale Bóg wszystko uciszał.
BĘDĘ PRZY NIM DO KOŃCA
Tato nie spowiadał się od młodości. Poprosiłam więc księdza, aby do nas przyszedł. Odtąd Pan Jezus przychodził do nas w pierwsze soboty miesiąca. Tata chciał Go przyjmować, zgadzał się! Razem też się modliliśmy. Zapytałam go, czy przebacza, jeśli go ktoś krzywdzi. „Tak” – odpowiedział. Ja też mu wybaczyłam.
Starość mojego ojca oszlifowała moją dojrzałość chrześcijańską i emocjonalną. Bóg pozwolił nam przeżyć też dobre dni. Trudne relacje może są też po to, by wzrastać w świętości. Gdyby tych lat choroby nie było, nie byłoby mojej przemiany i przebaczenia, pogodzenia się i ofiarowania Bogu tego wszystkiego. Teraz tata powoli gaśnie. Jeśli Bóg da mi łaskę, będę przy nim, kiedy będzie umierał, chciałabym. Chciałabym trzymać go za rękę i się modlić.
Świadectwo Renaty zanotowała Agnieszka Gracz
Artykuł pochodzi z Miesięcznika Różaniec – PAŹDZIERNIK 2023 r.