Każdego dnia spotykają nas jakieś trudności, codziennie też przeżywamy coś radosnego. Jak podchodzimy do tych sytuacji?

Ośmielam się twierdzić, że postawa dziękczynna jest najważniejszą postawą człowieka, zarówno wobec Boga, jak i w relacjach z innymi ludźmi. Nie znaczy to, że nie potrzebujemy innych postaw. Jednak to właśnie wdzięczność czyni nas pięknymi. Często słyszę pełne zawodu słowa Jezusa: „Czyż nie dziesięciu zostało oczyszczonych? (…) Czy nie znalazł się nikt, kto by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec?” (Łk 17,17-18). Każdy umie prosić, nieliczni potrafią dziękować.

KIEDY DZIĘKOWAĆ?

Najwspanialsza modlitwa uczniów Chrystusa nazywana jest Dziękczynieniem. Eucharystia to modlitwa całego Kościoła, to śpiew uwielbienia zanoszony z ziemi do nieba. Każdy z nas potrzebuje dołączyć do głosu wspólnoty także własny głos płynący z indywidualnych doświadczeń i z głębin własnego ducha. Liturgia eucharystyczna podpowiada dwa miejsca, w których osobiste dziękczynienie wydaje się najbardziej naturalne. Pierwszym momentem jest chwila bezpośrednio po Komunii Świętej. Jeżeli, oczywiście, jest…

Czasami bowiem liturgia biegnie szybko, a oczekiwania modlących się osób bywają skrajnie odmienne. Niektórzy ludzie woleliby w tym momencie chwilę ciszy. Inni natomiast czują się lepiej, śpiewając, wykrzykując na głos bicie swego serca zjednoczonego z Jezusem, czasem nawet tańcząc. Jako kapłan mam często dylemat: którą drogą poprowadzić dzisiaj liturgię? Jako człowiek odczuwam różne natchnienia i jednego dnia wolę ciszę, drugiego śpiew pełen uwielbienia. Z pokorą jednak przyjmuję rytm, który czasem wyznacza zegar, a czasem po prostu organista albo schola.

Jeżeli zabraknie mi ciszy i skupienia po Komunii, zawsze przecież mogę zostać chwilę po Mszy Świętej. To jest drugi dobry moment, by wypowiedzieć Bogu własne „dziękuję”. Można pozostać w ławce, można podejść do kaplicy, do ulubionego świętego, można wpatrywać się w tabernakulum albo po prostu zamknąć oczy. Każdy z nas jest inny, więc szukajmy swojej drogi.

ZA CO DZIĘKOWAĆ?

Moją ulubioną pieśnią dziękczynną jest hymn Dziękujemy Ci, Ojcze nasz, pochodzący ze starożytnego traktatu Nauka dwunastu apostołów, czyli Didache. Śpiewamy go czasem na Mszy Świętej. Przypomina najważniejsze dary, z jakimi kończymy Eucharystię, a także każdy dzień. Dziękujemy w nim za ziemię, za plony, szczególnie za to, że mogliśmy je przynieść na ołtarz, a Bóg przemienił je w dar życia wiecznego. Dziękujemy za „życie i za wiedzę”. Wiedza w niektórych tłumaczeniach jest poznaniem, czyli mądrością objawioną przez Boga. Dzięki temu nie jesteśmy całkowicie zagubieni na ścieżkach życia.

Dziękujemy za święte Imię Boże, bo objawiając swe Imię – według starożytnego obyczaju – Bóg zaprosił nas do swojej rodziny. Stajemy się mieszkańcami królestwa Bożego. Dziękujemy także za wiarę, za nieśmiertelność, za Kościół. I wystarczy przez chwilę rozważyć choćby jeden z tych wielkich darów, aby zrozumieć, jak bardzo zostaliśmy wzbogaceni w naszej nędzy.

Wdzięczność za wielkie i małe dary jest odtrutką na życiowe rozżalenie czy – mówiąc wprost – użalanie się nad sobą.

Wielkie dary, zasadnicze dla naszego istnienia, dobrze jest w tym momencie połączyć z dziękczynieniem za osobiste wydarzenia, za rodzinę, wspólnotę i wiele innych rzeczywistości, które pozwalają nam oddychać codzienną radością życia. Czasem – naśladując ks. Jana Twardowskiego – warto podziękować za rozśpiewanego ptaka, za motyla na płatku róży, za dwa życzliwe słowa, jakie wypowiedziała do nas kasjerka w sklepie. To piękne drobiazgi, które podtrzymują nas w zalewie szarości i obojętności świata. Człowiek wdzięczny otrzymuje więcej darów.

JAK DZIĘKOWAĆ?

Dziękczynienie nie musi odbywać się tylko w trakcie Eucharystii. Bywa, że z różnych względów musimy odłożyć je w czasie: bo rodzina czeka, bo wrzawa przeszkadza w medytacji. Powiem więcej: dziękczynienie wcale nie musi odbywać się wyłącznie w myślach, w modlitwie, w uniesieniu czy skupieniu. Jan Paweł II przypominał wiele razy, że Msza nie kończy się na błogosławieństwie, ale trwa t ak długo, jak długo niesiemy ją w sercu, przemierzając drogę do domu, do pracy, do ludzi. Każdy dobry gest wykonany w imię Jezusa może stać się dziękczynieniem za otrzymane z nieba podarunki.

Liczne biblijne przykłady ukazują, że dziękczynienie można wyrazić uczynkiem, postawą, decyzją. Abraham przyjmujący niebiańskich przybyszów nie zadowolił się pokłonami w ich kierunku ani gładkimi słowami, ale zaproponował gościnę i posiłek z najlepszych produktów swej spiżarni. Król Dawid, świadomy swego obdarowania, zaproponował wzniesienie Bogu świątyni (nie doszło do tego, jak wiemy, ale intencja była szlachetna). Pogański wódz Naaman w zamian za uzdrowienie powziął w sercu postanowienie, by po powrocie do domu wyrzucić na bruk pogańskie bóstwa i oddawać chwałę jedynemu Bogu Izraela. Zacheusz ściągnięty przez Jezusa z sykomory zrozumiał, że żadnymi słowami, żadną pieśnią nie jest w stanie podziękować Panu za miłość i przebaczenie. Odmienił swoje życie, a zmianę rozpoczął od rozdania niemal całego majątku. To było przepiękne „dziękuję”. Można dziękować Bogu przez jałmużnę, przez cierpienie i na wiele innych sposobów. Św. Maksymilian głosił, że każda nowa rzecz, nowy wynalazek najpierw powinien posłużyć do oddawania chwały Bogu, a dopiero potem ludzie mogą używać go dla siebie.

Najważniejszą sprawą jest wykształcenie w sobie postawy dziękczynnej. Współczesna mentalność zbyt często bywa inspirowana roszczeniowością, indywidualizmem czy fałszywie pojmowanymi prawami człowieka. Narasta poczucie niespełnienia, goryczy, alienacji. Wdzięczność za wielkie i małe dary jest odtrutką na życiowe rozżalenie czy – mówiąc wprost – użalanie się nad sobą. Wdzięczność czyni nas szczęśliwszymi i piękniejszymi.

Artykuł pochodzi z Miesięcznika Różaniec – Maj 2023 r.

Share.

Redaktor naczelny miesięcznika „Tak Rodzinie”, wykładowca Akademii Katolickiej w Warszawie.