Gdy umiera żona lub mąż, pojawia się szczególne wyzwanie, jakim jest dobre przeżycie żałoby i poukładanie sobie wielu spraw na nowo.
Choć bierzemy to pod uwagę, składając słowa przysięgi małżeńskiej – „nie opuszczę cię aż do śmierci” – w momencie, gdy śmierć małżonka dotyka nas osobiście, wiele osób przeżywa poważny kryzys. Dlatego warto przygotować się do tego zawczasu.
MODLITWA O DOBRĄ ŚMIERĆ
W niektórych parafiach istnieją grupy ludzi modlących się o dobrą śmierć dla siebie i innych. Warto bowiem przygotować się do niej duchowo: być w stanie łaski uświęcającej i pojednania z ludźmi. Niektórzy podchodzą do takiej intencji modlitwy jak do zabobonu, bojąc się „zapeszyć”, bo „to może przyciągnąć śmierć”. Jest to nie tylko postawa niekatolicka, lecz także szkodliwa z punktu widzenia zdrowia psychicznego.
Zresztą do każdego ważnego kryzysowego i nieuniknionego momentu życia warto się przygotować, w tym do śmierci zarówno własnej, jak i małżonka. Gdy bowiem dosięga nas strata, przestajemy funkcjonować racjonalnie, emocje biorą górę i właśnie dlatego dobrze jest pomyśleć o tym zawczasu.
PIERWSZA REAKCJA NA STRATĘ
Po śmierci bliskiej osoby pojawiają się różne reakcje emocjonalne. Może to być szok, otępienie, a nawet poczucie winy lub złość na zmarłą osobę („jak mógł mnie zostawić?”). Wszystkie te emocje są naturalne, nie ma zasad wyznaczających, jak „należy” się czuć. Typowe objawy w tym stanie to zaburzenia snu, brak apetytu, apatia, problemy z koncentracją uwagi i podejmowaniem decyzji. Niektóre osoby dużo płaczą, inne doświadczają otępienia emocjonalnego – mają wrażenie, że nic ich nie interesuje, nic nie porusza. Skrajną (choć też normalną) reakcją jest wpadanie w śmiech na myśl o śmierci. Pierwsze dni to reakcja obronna, której zadaniem jest złagodzenie traumy.
Aby dobrze poradzić sobie ze stratą, niezbędne jest prawidłowe jej przepracowanie w dalszym etapie. Pierwszym krokiem jest przyzwolenie sobie na przeżycie bólu. To jak z odkażaniem rany wodą utlenioną. Na początku musi zapiec, by potem było lepiej. Należy zdać sobie sprawę, że żałoba może wywoływać różne trudne emocje, a ten proces będzie dla każdego inny. Warto z wyprzedzeniem zorganizować sobie pomoc – wiedzieć, do kogo można zwrócić się z prośbą o wsparcie emocjonalne, a może i pomoc praktyczną (na przykład w uregulowaniu spraw spadkowych czy uporządkowaniu rzeczy zmarłego).
Badania pokazują, że po stracie małżonka sami jesteśmy bardziej narażeni na śmierć. Dotyczy to szczególnie owdowiałych mężczyzn, a największe zagrożenie pojawia się w czasie pierwszych trzech miesięcy po stracie żony. Wiąże się to prawdopodobnie ze zmianą trybu życia, zwłaszcza diety. Właśnie dlatego ważne jest, by w tym pierwszym okresie mieć wsparcie ze strony osób, które nieinwazyjnie pomogą w powrocie do zdrowego trybu życia – z odpowiednią dietą, ilością snu, aktywnością fizyczną (może to być też spokojny spacer).
PIĘĆ STADIÓW ŻAŁOBY
W roku 1969 psychiatra Elisabeth Kubler-Ross opracowała koncepcję pięciu stadiów żałoby. Oparła ją na badaniach pacjentów zmagających się z diagnozą śmiertelnej choroby, jednak potem teoria ta została rozszerzona na inne rodzaje żałoby. Te stadia to: zaprzeczanie („To się nie wydarzyło”), złość („Dlaczego to się mi przytrafiło? Kto jest temu winien?”), negocjowanie („Błagam o cud”), depresja („Z rozpaczy nic nie jestem w stanie zrobić”), akceptacja („Godzę się z tym, co się wydarzyło”).
Nie wszyscy muszą przejść przez wszystkie stadia. Co więcej, nie muszą one przebiegać w wyżej pokazanej kolejności. Kubler-Ross nie widziała swojego modelu w kategoriach uniwersalnego procesu żałoby. Tuż przed śmiercią w roku 2004 we wstępie do swojej ostatniej książki On Grief and Grieving (O smutku i żałobie) napisała, że nie ma jednej typowej reakcji na stratę, tak samo jak nie ma typowej straty, a każda żałoba jest indywidualna.
Żałoba może być emocjonalnym rollercoasterem. I podobnie jak prawdziwa kolejka – ma więcej gwałtownych upadków i wzlotów na początku, po pewnym zaś czasie emocje się stabilizują. Kluczowym czynnikiem leczącym jest upływ czasu, lecz nawet wiele lat po śmierci małżonka wydarzenia rodzinne, takie jak wesela czy narodziny dziecka, mogą na nowo przywoływać trudne wspomnienia.
JAK O SIEBIE ZADBAĆ?
Ważne jest, by nie poddawać się rozpaczy, a odnaleźć sens dalszego życia. Gdy odchodzi ktoś, kogo bardzo kochaliśmy, zostaje nam odjęty ważny element nadający sens egzystencji. Victor Frankl, austriacki psychiatra i psychoterapeuta, opisuje przypadek wdowca, który cierpiał po śmierci żony, twierdząc, że została mu odebrana wszystka radość. Terapeuta polecił mu zastanowić się, co by się działo, gdyby to on zmarł pierwszy. Wdowiec zrozumiał, że jego żona bardzo by cierpiała. Frankl uświadomił mu, że właśnie to może nadawać sens temu wydarzeniu – jego żonie zostało oszczędzone cierpienie wdowy. Pacjent uznał tę myśl za podnoszącą na duchu. Nie zawsze odnajdywanie nowego sensu będzie tak dramatyczne, jednak bez tego trudno efektywnie przepracować własną żałobę.
Warto też znaleźć środowisko wsparcia – rodzinę, przyjaciół. Nie należy unikać myślenia o zmarłej osobie. Dobrze jest odświeżyć jej zdjęcia, zapisać dobre historie z nią związane, tak by po zmarłym została jak najlepsza pamięć. Ważne jest, na czym koncentrujemy swą uwagę – czy na bólu po stracie, czy na dobrych wspomnieniach. To drugie jest bardziej uzdrawiające.
Pamiętajmy też, że długość żałoby to sprawa indywidualna, u niektórych proces ten przebiega szybciej, u innych wolniej. Nie możemy oceniać siebie po cudzych doświadczeniach. Z czasem będziemy o zmarłej osobie myśleć rzadziej – to dobry symptom. Jeżeli natomiast przez długi czas (wiele lat) po stracie utrzymują się silne negatywne emocje, takie jak rozpacz czy poczucie winy, warto udać się po pomoc do specjalisty zdrowia psychicznego, by podpowiedział, jak w tym konkretnym wypadku można sobie z nimi poradzić.
Artykuł pochodzi z Miesięcznika Różaniec – LISTOPAD 2024 r.
Wydawnictwo Sióstr Loretanek POLECA
Czas umierania Ostatnie dni życia mnichów
Nicolas Diat
Od Citeaux po Lagrasse, od Wielkiej Kartuzji po Solesmes, Nicolas Diat wysłuchał zwierzeń mnichów o końcu ich życia. W toku niezwykłych rozmów przeprowadzonych w ośmiu klasztorach, w bliskości „synów milczenia”, dostrzegamy, że każdy z nich umiera inaczej: bywają śmierci proste, szczęśliwe, piękne i jasne, bywają konania powolne czy bolesne.