Tyle razy już słyszeliśmy, że na krzyżu miłość zwyciężyła śmierć. Tylko czy te słowa rzeczywiście są dla nas głęboką, namacalną treścią życia?
W liturgii Triduum Paschalnego podkreślamy zwycięstwo naszego Pana Jezusa Chrystusa nad śmiercią. Możemy z wiarą zawołać za św. Pawłem: „Zwycięstwo pochłonęło śmierć. Gdzież jest, o śmierci, twoje zwycięstwo? Gdzież jest, o śmierci, twój oścień?” (1 Kor 15, 54-55). W moim doświadczeniu kapelana największego szpitala klinicznego w Polsce przy ul. Banacha w Warszawie, gdy niemal codziennie towarzyszę ludziom w ostatniej drodze, mogę z bliska obserwować to zwycięstwo życia nad śmiercią. Często ludzie wypowiadają w mojej obecności ostatnie słowa w swoim życiu. To daje wyjątkowe spojrzenie i wiedzę na temat odchodzenia człowieka.
SPOWIEDŹ Z MIŁOŚCI
Pewna kobieta bardzo płakała przed śmiercią, zwierzając mi się, że najbardziej żałuje tego, iż w życiu nie umiała kochać ani Boga, ani ludzi, i to w chwili, kiedy trzeba odchodzić, napełniało ją trwogą. Kiedy potem w kaplicy modliłem się za nią, uświadomiłem sobie, że prawie wszyscy ludzie, których w ciągu wielu lat odprowadzałem „na tamtą stronę”, spowiadają się właśnie z miłości, a raczej z tego, że nie umieli wystarczająco kochać. Ta wiedza bardzo mi pomaga w posłudze ludziom, którzy muszą mierzyć się z nadchodzącym końcem swojej ziemskiej wędrówki. To mi też pomogło dostrzec, że ten ostatni kulminacyjny moment w życiu człowieka jest niezwykle uroczysty, pełen łaski, choć po ludzku, bez spojrzenia wiary, może wyglądać bardzo przykro.
Niedawno prowadziłem pogrzeb znanego profesora, który swoim bliskim przed śmiercią wyznał: „Miałem dobre życie, kochającą żonę, mądrego syna i wiarę w Boga. To było najważniejsze w moim życiu”. Zwróciło moją uwagę, że nie podkreślał swoich wielkich zasług, nagród międzynarodowych za osiągnięcia naukowe, ale zaznaczył tylko to, co w życiu było miłością. To dało mu pokój ducha w ostatnich chwilach.
Pewna pacjentka umierała w obecności swoich braci i sióstr. Jeden z jej braci był kapłanem, siostra zakonnicą. Gdy otoczyli swoją siostrę, opowiedzieli mi, że tak zawsze było w ich domu. Codziennie wieczorem zgromadzeni wokół figurki Matki Boskiej wraz z rodzicami odmawiali na klęcząco różaniec, i to najbardziej wspominają ze swojego domu rodzinnego. Teraz, gdy ich najstarsza siostra odchodziła, wszyscy zgromadzili się przy niej na różańcu, aby jak wtedy, wspólnie się modlić. Było to odchodzenie człowieka, które zrobiło na mnie ogromne wrażenie, pełne pokoju, miłości, a nawet jakiejś promieniującej z nich radości.
ZŁOCISTE ŚWIATŁO
W myśleniu o śmierci bardzo ważną rolę odegrali w mojej posłudze ludzie, którzy doświadczyli śmierci klinicznej. Oni weszli już w głębszy etap śmierci. Ci, którzy „wrócili” i dzielili się ze mną swoimi doświadczeniami, mieli jedną wspólną cechę: wracali do życia z bardzo pogłębioną wiarą w to, że Bóg istnieje, oraz z głębokim doświadczeniem Jego miłości.
Dużo nauczył mnie pewien młody ojciec dwojga dzieci. Spotkałem go, gdy przed operacją, dzwoniąc do żony i do dzieci, rozpłakał się z obawy, że może już ich nigdy więcej nie zobaczyć. Miał mieć bardzo trudną operację serca przy częściowym tylko znieczuleniu, gdyż sytuacja wymagała od niego świadomej współpracy z lekarzami. Bał się, że tego nie przeżyje. Potem opowiadał mi, że w czasie operacji zaczął „odpływać”, widział panikę lekarzy, i to było straszne przeżycie. W pewnej chwili zupełnie stracił świadomość i znalazł się w złocistym, pełnym miłości świetle. Miłość, która go zalała, była tak wielka, że poczuł się szczęśliwy. Po pewnym czasie odczuł gwałtowny wstrząs, który go „przywrócił” na stół operacyjny.
Operacja się szczęśliwie udała i przed powrotem do domu odwiedził mnie w kaplicy. Zależało mu na tym, żeby mi opowiedzieć o tym, że gdy w czasie śmierci klinicznej był zanurzony w świetle, Bóg mu pokazał tylko jedną rzecz: wszystkie chwile, w których ratował mu życie. Było ich tak wiele, że wracał z pełnym przekonaniem, iż Pan Bóg nam bardzo często pomaga, a my albo z tego nie zdajemy sobie sprawy, albo przechodzimy nad tym do porządku dziennego. Kiedy potem myślałem o tym, uświadomiłem sobie, ile razy i mnie Pan Bóg uratował życie. Jest to więc historia również moja i każdego człowieka. Dlatego tak wiele zawdzięczam spotkaniu z tym młodym mężczyzną, którego Pan Bóg po raz kolejny wyrwał z objęć śmierci.
ROZDROŻE TRWOGI I RADOŚCI
Z kolei pacjentka, która również przeżyła śmierć kliniczną, opowiadała mi, że znalazła się w tunelu. Zdziwiło ją, że ten tunel nie prowadzi do żadnego światła. W pewnym momencie jednak się rozdwoił jak rozstajne drogi. Jedna nitka prowadziła do światła i życia, a druga do ciemności i śmierci. Nie wiedziała, do którego tunelu wpadnie. Przeżyła jakby dwa doświadczenia naraz: nadprzyrodzonej miłości i trwogi potępienia. Przed samym rozdzieleniem dróg została wybudzona i do dzisiaj nie wie, dokąd by podążyła. Zwierzyła się: „Teraz, kiedy wróciłam, staram się żyć tylko miłością”
Myślę, że mogę powiedzieć, iż moja posługa kapłańska jest w dużym stopniu „zanurzona w śmierci”. Najbardziej zdumiewa mnie odkrycie, jak wiele życia jest w śmierci. Widzę w tym siłę miłości, której źródłem jest Pascha naszego Pana Jezusa Chrystusa. Warto żyć tak, aby dzień naszego odejścia, ten najważniejszy dla nas dzień, okazał się szczęśliwy.
Artykuł pochodzi z Miesięcznika Różaniec – MARZEC 2024 r.
Wydawnictwo Sióstr Loretanek POLECA
Służyć Prawdzie Rekolekcje Kapłańskie
kard. Robert Sarah
Teksty prezentowane w książce „Służyć Prawdzie Rekolekcje Kapłańskie” są owocem pracy oraz refleksji, które kardynał Sarah ofiarował kapłanom w trakcie rekolekcji w lutym 2020 roku. Był to czas dzielenia się wiarą oraz głębokim i osobistym kapłańskim doświadczeniem.