Tę historię powinno się głosić na dachach. Po ludzku bowiem to nie mogło się tak skończyć. Jednak dla nieba nie ma nic niemożliwego. Gdy w dodatku za wszystkim stoi postać najpokorniejszego i najcichszego ze świętych, to duchowa łamigłówka zaczyna mieć klarowne wytłumaczenie.
W całym obozie było ich prawie 3 tys., z czego ponad połowa to Polacy. 1773 mężczyzn miało namaszczone dłonie, gotowe do służenia i pomocy bliźnim. I to nawet teraz, gdy sytuacja po ludzku zdawała się beznadziejna. Gdy głód przesiewał żołądek, a rozsądek nakazywał zjeść samemu – oni oddawali swoją kromkę chleba, pocieszali. Podczas spacerów na obozowym dziedzińcu brali na bok i spowiadali. Byle pomóc, byle zdążyć. Wszak śmierć czaiła się za rogiem.