„Wyjdźmy, wyjdźmy, by ofiarować wszystkim życie Jezusa Chrystusa. Powtarzam tu całemu Kościołowi to, co wielokrotnie powiedziałem kapłanom i świeckim w Buenos Aires: wolę raczej Kościół poturbowany, poraniony i brudny, bo wyszedł na ulice, niż Kościół chory z powodu zamknięcia się i wygody z przywiązania do własnego bezpieczeństwa” – pisze papież Franciszek w adhortacji Evangelii gaudium.

Nie chcę Kościoła troszczącego się o to, by stanowić centrum, który w końcu zamyka się w gąszczu obsesji i procedur. Jeśli coś ma wywoływać święte oburzenie, niepokoić i przyprawiać o wyrzuty sumienia, to niech będzie to fakt, że tylu naszych braci żyje pozbawionych siły, światła i pociechy z przyjaźni z Jezusem Chrystusem, bez przygarniającej ich wspólnoty wiary, bez perspektywy sensu i życia. Mam nadzieję, że zamiast lęku przed pomyleniem się będziemy się kierować lękiem przed zamknięciem się w strukturach dostarczających nam fałszywej ochrony, lękiem przed przepisami czyniącymi nas nieubłaganymi sędziami, lękiem przed przyzwyczajeniami, w których czujemy się spokojni, podczas gdy obok nas znajduje się zgłodniała rzesza ludzi, a Jezus powtarza nam bez przerwy: «Wy dajcie im jeść!» (Mk 6, 37)” – czytamy dalej w papieskim dokumencie.

Dla naszego misyjnego wychodzenia do innych Eucharystia jest szkołą i drogą najpiękniejszego posługiwania. Kiedy zagłębiamy się w historię ewangelizacji i misji ad gentes, czyli pierwszego głoszenia, zauważamy pierwszą i fundamentalną obecność kultu eucharystycznego. To odróżnia nas misjonarzy od bardzo potrzebnych pracowników socjalnych, wolontariuszy czy ­przedstawicieli fundacji i stowarzyszeń prohumanitarnych. My jesteśmy zrodzeni z Wieczernika i przez ofiarę Jezusa chcemy głosić dobroć Boga. Papież Franciszek, wspominając o wyjściu i nakarmieniu tłumów, ma na myśli kult eucharystyczny i jednoczący wymiar sprawowania sakramentu Łamania Chleba. Odbywać się to może na różny sposób – choćby przez domowe kościoły, takie jak na Kubie, gdzie ludzie oddają swój dom na kilka godzin, aby tam ksiądz sprawował Mszę świętą. W innym miejscu Ameryki Południowej, jak wspomina ­pracujący w Paragwaju o. Dariusz Gaczyński OFMConv, początek misji to Msza święta i adoracja. Niektórzy z jego wspólnoty w Aregua sami przyszli i poprosili o możliwość adoracji Najświętszego Sakramentu. „To zdumiewające, że tak wielu młodych, radosnych ludzi podchodziło do mnie, prosiło, abym zatrzymał się z monstrancją i ich błogosławił. Czułem cudowną atmosferę modlitwy i dobroci, wszyscy dookoła – jak w Ewangelii – chcieli się choćby otrzeć o szaty kapłana lub delikatnie dotknąć monstrancji. Tam nie było dziwnej zewnętrznej magii, tam była głęboka wiara. Potem tylko dowiedziałem się, że ktoś został cudownie uzdrowiony”. W zachodniej Afryce, w Burkina Faso – jak wspomina ojciec Marcin, misjonarz Afryki (par. Aribinda, Burkina Faso) – nie było typowej procesji do czterech ołtarzy, raczej jedna długa procesja ze śpiewami, ale zawsze na zewnątrz. Intrygowało to nawet mieszkających po sąsiedzku wyznawców islamu, którzy zatrzymywali się i pytali, co robimy i dlaczego tak.

Eucharystia zawsze kończy się słowami: „Idźcie w pokoju Chrystusa”. Aż samo się nasuwa, by dopowiadać: Idźcie w pokoju Chrystusa i głoście Jego Ewangelię.

Artykuł pochodzi z Miesięcznika Różaniec – CZERWIEC 2017 r.

Wydawnictwo Sióstr Loretanek POLECA

Eucharystia nasze uświęcenie
Raniero Cantalamessa OFMCap

To w Eucharystii jak „w kropelce rosy w pogodny poranek, odbija się całe niebo”, cała historia zbawienia. Pełne niezwykłej głębi medytacje o. Cantalamessy pomogą nam ustawić całe życie w perspektywie spotkania z Panem oraz „uczynić z niego światło własnego życia”.

Share.

Dyrektor Papieskich Dzieł Misyjnych w Polsce, członek zarządu Żywego Różańca.