Temat końca świata jest „przerabiany” przez ludzkość cyklicznie od niepamiętnych czasów. W różnych wymiarach i kontekstach. Nigdy jednak wizja końca nie była tak absurdalna i głupia, jak współczesna „świecka” jej wersja.
Jej przyczyną ma być efekt cieplarniany i spowodowana nią oczekiwana kosmiczna katastrofa naszej planety. Wczytując się w dokumenty, raporty sygnowane przez wielkich tego świata, można odnieść wrażenie, że jej powodem – czytaj: największym problemem ludzkości – jest… człowiek. Dlaczego? Bo oddycha. Je mięso i pije mleko (krowy i świnie też oddychają i „smrodzą”). Bo jeździ samochodem z napędem spalinowym, potrzebuje ubrań, butów, plastiku – efekt jw. Ale też pozostawia za sobą zabójczy „indywidualny ślad węglowy”! Poza tym obserwujemy przeludnienie, wycinanie lasów tropikalnych, nadmierną eksploatację zasobów kopalin etc. Matka Ziemia umiera – słyszymy. Wreszcie ktoś tupnął nogą i krzyknął: „Basta!”. Coś z tym trzeba zrobić! Co?