„Będę ich oskarżał jak zwykłych kryminalistów. Zerwę im z twarzy maskę budzącą szacunek. A jeśli to nie wystarczy, ośmieszę ich i zlekceważę. Każę kręcić filmy opowiadające historię księży w czarnych sutannach z nagromadzeniem głupoty, nieokrzesania i oszustwa, jakim jest ich Kościół. (…) Sprawimy, by obrazy były tak ekscytujące, że wszyscy zechcą je zobaczyć i ustawią się przed kinem w długie kolejki”.
Czyje to słowa? Wypowiedział je Adolf Hitler w rozmowie z Hermannem Rauschningiem, prezydentem Senatu Wolnego Miasta Gdańska. O „klechach jako śmiertelnym wrogu” i „ośrodku polskiego nacjonalizmu” mówił gubernator Hans Frank tuż przed najazdem na Polskę w 1939 r. W przedwojennych Niemczech toczyły się niezliczone procesy, w których masowo oskarżano duchownych o homoseksualizm i malwersacje finansowe. Prawda miała marginalne znaczenie, chodziło o pretekst. I o nienawiść – tylko na jej fali możliwe stało się to, co się później dokonało.