Każda minuta dana nam przez Boga powinna być przez nas traktowana jak wyjątkowy dar i jednocześnie talent, który warto puścić w obieg, aby przyniósł duchowy zysk.
Dawno temu Naród Wybrany – Izrael – raz na 50 lat świętował jubileusz. A w Dniu Przebłagania trąbiono w róg w całej ich zamorskiej ziemi. Izraelici świętowali pięćdziesiąty rok, oznajmiali wyzwolenie w kraju dla wszystkich jego mieszkańców, a każdy wracał do swojej własności i do swego rodu. Przez cały rok Izraelici nie siali, nie żęli, nie zbierali nieobciętych winogron, bo obchodzili jubileusz. A była to dla nich rzecz święta (por. Kpł 25, 8-12).
Tak można by rozpocząć tekst o Roku Jubileuszowym, który my, katolicy, obchodzimy w 2025 r. Jubileusz został rozpoczęty, Drzwi Święte na Watykanie otwarte – „zatrąbiliśmy w róg”, od którego prawdopodobnie pochodzi samo słowo „jubileusz” (por. hebr. yobel). Tylko że my przecież nie żyjemy w okolicach Żyznego Półksiężyca czasów odległej starożytności, a w XXI w. Znaczenie czasu świętego musi mieć dla nas inny sens niż dla Izraelitów. Odczytajmy go na nowo – po co więc nam jubileusz?
OD WIARY IZRAELA
Ewangelista Łukasz rozpoczyna opis działalności publicznej Jezusa od przywołania fragmentu z proroka Izajasza, który włożył w usta samego Jezusa: „Duch Pana Boga nade mną, / bo Pan mnie namaścił. / Posłał mnie, abym głosił dobrą nowinę ubogim, / bym opatrywał rany serc złamanych, / żebym zapowiadał wyzwolenie jeńcom / i więźniom swobodę; / abym obwieszczał rok łaski Pańskiej / i dzień pomsty naszego Boga; / abym pocieszał wszystkich zasmuconych” (Iz 61, 1-2; por. Łk 4, 18-19).
Rok szczególnej łaski Pańskiej, miłosierdzia, rok jubileuszowy. Ten, w którym ziemia wracała do swoich pierwotnych właścicieli (kontrakty dotyczące jej kupna miały uwzględniać liczbę lat do roku jubileuszowego), ten sam, w którym wszyscy niewolnicy mieli być uwolnieni lub wykupieni. Czy jednak w ustach Jezusa słowa Izajasza nie nabierają innego znaczenia? Czy nam dzisiaj może chodzić o ten sam rok, na który czekał Izrael?
Nie, dla nas Rok Jubileuszowy musi przecież znaczyć coś innego. My czekamy inaczej niż Izrael, który do ostatnich kart Biblii hebrajskiej nie mógł ujrzeć ani opisać w pełni nadchodzącego Chrystusa.
DO WIARY W CHRYSTUSA
Dzisiaj w Kościele obchodzimy Rok Jubileuszowy nie co 50, a co 25 lat, choć począwszy od średniowiecza i pierwszego Roku Jubileuszowego w 1300 r., ulegało to zmianom. Pamiętamy też dobrze nadzwyczajne jubileusze, jak choćby Nadzwyczajny Jubileusz Miłosierdzia ustanowiony przez papieża Franciszka na 2016 r. I rozumiemy, że chrześcijanin musi inaczej myśleć o jubileuszu niż starożytny Izraelita.
Czytając Nowy Testament, widzimy, jak Bóg czyni wszystko nowe – niekończące się wołanie Izraela o wybawienie wreszcie nabiera kształtu i wypełnia się w osobie Jezusa Chrystusa. To dlatego Łukasz napisze, że „niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni i głusi słyszą; umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię” (Łk 7, 22). Stało się. Ostatecznie – nasz Arcykapłan raz jeden złożył za nas ofiarę (por. Hbr 9, 28). Nie musimy niczego powtarzać – ani co 50, ani co 25 lat.
Innymi słowy – od wcielenia Jezusa Chrystusa trwa „rok łaski”. I w jakiś sposób ten „rok” nie skończy się aż do czasu powtórnego przyjścia Chrystusa. „Całe życie Kościoła jest zanurzone w Odkupieniu, oddycha Odkupieniem” – pisał św. Jan Paweł II w bulli Aperiteportas Redemptori ogłaszającej rok 1983 Rokiem Jubileuszowym w 1950. rocznicę śmierci i zmartwychwstania Jezusa.
Jeszcze inaczej – żyjemy w czasach ostatecznych, eschatologicznych, a to oznacza dla nas konieczność pamiętania o tym, że dzieło odkupienia zostało już wypełnione… Tu jednak nie można postawić kropki. Od kiedy bowiem człowiek chodzi po ziemi, ma wolną wolę – i może wybrać, czy chce to odkupienie przyjąć. Jest to zatem uprzywilejowany czas, gdy możemy już doświadczać owoców odkupienia, a jednocześnie czekamy na pełnię życia z Bogiem poza granicą oglądanego przez nas świata.
NIE MAMY JUŻ CZASU
„Nie mamy już czasu na spotkania, a często nawet w rodzinach trudno jest być razem i spokojnie porozmawiać. Cierpliwość została wygnana przez pośpiech, wyrządzając ludziom wielką krzywdę. Niecierpliwość, nerwowość, czasem nieuzasadniona przemoc biorą górę, rodząc niezadowolenie i zamknięcie” – pisze papież Franciszek w bulli Spes non confundit (nr 4) ogłaszającej Rok Jubileuszowy 2025.
W tym dokumencie papież prosi nas o dobre przygotowanie się do sakramentu pokuty i o dostępność spowiedzi indywidualnej. Więc – czemu nie! – rozpocznijmy ten Rok Jubileuszowy od bardzo konkretnego rachunku sumienia i zadajmy sobie pytanie, które zawisło nad poprzednim akapitem: „Czy rzeczywiście nie mamy czasu?”
Rok Jubileuszowy, choć musimy nań spojrzeć inaczej niż wyznawcy judaizmu, jest uprzywilejowanym czasem. Jednak nie o nadzwyczajne działanie Boga tym razem chodzi, a raczej o działanie człowieka – jego odpowiedź na odkupienie. Bo gdy my się otworzymy, to łaska spłynie na nas tak bardzo, jak tylko będziemy na nią otwarci. To chyba dobra odpowiedź na pytanie: „Po co nam Rok Jubileuszowy?”.
KU PRZYSZŁOŚCI
Nie możemy się wymówić. Musimy sobie przypomnieć – choćby raz na 25 lat – że Chrystus za nas umarł i dlatego warto żyć tak, jak On żył. „Musimy podtrzymywać płomień nadziei, która została nam dana, i czynić wszystko, aby każdy odzyskał siłę i pewność, żeby patrzeć w przyszłość z otwartą duszą, ufnym sercem oraz dalekosiężnym myśleniem. Najbliższy Jubileusz będzie mógł znacznie przyczynić się do przywrócenia klimatu nadziei i ufności jako znak nowego odrodzenia, którego wszyscy pilnie potrzebujemy” – pisał papież Franciszek w liście do abp. Rino Fisichella, przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji.
Naszym zadaniem jest patrzeć w przyszłość, dlatego że nasza codzienna odpowiedź na odkupienie, a mamy ku temu nadzwyczajny czas i okazję w Roku Jubileuszowym, ma nas prowadzić ku pełni. Wszak jesteśmy na tej ziemi tylko na chwilę, a nasza ojczyzna jest w niebie. Jesteśmy „pielgrzymami nadziei”.
Artykuł pochodzi z Miesięcznika Różaniec – STYCZEŃ 2025 r.
Wydawnictwo Sióstr Loretanek POLECA
Iść za Jezusem Rozważania o modlitwie
o. Józef Maria Kaźmierczak OFMConv
Czasami tak dalece ludzi angażuje codzienne życie, że całkowicie brak im czasu dla Boga. Musi się dopiero wydarzyć coś, co nimi wstrząśnie i co sprawi, że niejako się obudzą. Bywa, że jest to śmierć bliskiej osoby, z którą wiązali swe doczesne szczęście. Wtedy zaczynają się zastanawiać nad sensem życia, nad losem ukochanej osoby, a także nad własnym, wiecznym przeznaczeniem.