„Przez wszystko do mnie przemawiałeś – Panie. Przez ciemność burzy, grom i przez świtanie” – pisał Norwid w wierszu Modlitwa, spoglądając wstecz na swoje życie.
Na bezkresnym oceanie rozbił się statek. Ocalał tylko jeden człowiek. Z tego, co udało mu się wyłowić z wody i znaleźć w dżungli, z pomocą prowizorycznych narzędzi zbudował szałas. Każdego dnia spacerował po plaży, mając nadzieję, że gdzieś w oddali zobaczy statek. Tej nadziei i wiary w Bożą Opatrzność nigdy nie stracił – modlił się przy tym żarliwie o ocalenie. Któregoś dnia podczas spaceru plażą odwrócił się i zamarł: jego dom, wzniesiony z takim trudem na wysokim klifie, płonął! Zrozpaczony padł na piasek i zaczął wołać: „Boże, dlaczego?! Nigdy nie zwątpiłem w Ciebie, a Ty zabierasz mi nawet tę odrobinę, która mi pozostała?!…”. I zmęczony, bez sił zasnął na piasku.