Świeccy w Kościele – to temat, który od Soboru Watykańskiego II nieustannie powraca w refleksji teologicznej i duszpasterskiej. Wielu doskonale rozumie, że bez ich zaangażowania, odwagi, a przede wszystkim świadectwa wiary, Kościół nie będzie w stanie wejść na tyle mocno w tkankę społeczną, by ją odnowić – i stają się apostołami! Inni wolą dystans.
„Pierwszym sidłem, jakie diabeł zastawia na osobę, która zaczyna służyć Panu Bogu, jest obawa przed ludzką opinią” – mówił św. Jan Maria Vianney. To prawda. Ludzie boją się „wypływać na głębię” swojej wiary, aby nie narazić się na społeczny ostracyzm. Dlatego – jak mówił papież Franciszek 30 lipca 2016 r. w Krakowie na Campus Misericoridiae podczas Światowych Dni Młodzieży – wybierają miękkie kanapy. „Jest to (…) niebezpieczny paraliż, często trudny do rozpoznania, którego uznanie sporo nas kosztuje – mówił wtedy Ojciec Święty. – Lubię nazywać go paraliżem rodzącym się wówczas, gdy mylimy szczęście z kanapą! Sądzimy, że abyśmy byli szczęśliwi, potrzebujemy dobrej kanapy. Kanapy, która pomoże nam żyć wygodnie, spokojnie, całkiem bezpiecznie (…). Kanapy sprawiającej, że zostajemy zamknięci w domu, nie trudząc się, ani też nie martwiąc. «Kanapaszczęście» jest prawdopodobnie cichym paraliżem, który może nas zniszczyć najbardziej; bo po trochu, nie zdając sobie z tego sprawy, stajemy się ospali, ogłupiali, otumanieni, podczas gdy inni – może bardziej żywi, ale nie lepsi – decydują o naszej przyszłości”.