Od tego, jak postrzegamy świat i to, co nas spotyka, zależy jakość naszego życia, a nawet nasza wieczność. Czy dostrzegamy w tym wszystkim Boga? Czy wchodzimy z Nim w dialog miłości?

Katarzyna Błaszkowska jest szczęśliwą żoną i matką pięciorga dzieci. Doświadczyła tego, że wejście na drogę nawrócenia przynosi piękne owoce, pokój serca i wewnętrzną radość, ale wymaga też trudu, wytrwałej modlitwy, pokory i wielkiej ufności, a często wiąże się z brakiem zrozumienia wśród znajomych i bliskich.

– W obecnej rzeczywistości zdominowanej przez powierzchowność relacji, tempo życia, konsumpcjonizm i wielość codziennych spraw nie zmieniło się jedno. Bóg zawsze dotrzymuje swojej obietnicy! Tak jak kiedyś obiecał Apostołom, pozostał pośród nas! „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20). Jest ze mną! Mam tę pewność, choć nie zawsze umiem dostrzec Jego obecność. Niektórzy szukają dla niej innego, „logicznego” wyjaśnienia – mówi z uśmiechem. – Przez wiele lat nie dostrzegałam Jego delikatniej i cichej obecności w ludziach, których stawiał na mojej drodze, w zdarzeniach, które mnie spotykały i okolicznościach. Nie widziałam, jak niósł mnie, gdy po ludzku po prostu zupełnie brakowało mi sił. Zawsze byłam wierząca, ale brałam życie w swoje ręce i byłam przekonana, że wszystko zależy od człowieka – podkreśla.

BÓG JEST Z NAMI, JEST BLISKO

Katarzyna doświadczyła w końcu, że Bóg działa przez okoliczności życia i przez drugiego człowieka, by pokazać, jak bardzo nas kocha, jak jest blisko.

– To inne spojrzenie na działanie Pana Boga kształtowało się we mnie przez dłuższy czas, a przełom przyszedł w jednej chwili. Przed kilku laty na Mszy Świętej słuchałam homilii o działaniu Boga w życiu człowieka, o tym, że Jezus oczekuje na zaproszenie do naszego życia, bo chce być częścią ludzkiej codzienności. To wydawało się oczywiste, ale w sercu zrozumiałam to dopiero wtedy – opowiada Katarzyna. – W pewnym momencie w moim umyśle pojawiły się z ogromną siłą obrazy kilku wydarzeń z przeszłości. Zapomniałam o nich, choć mocno wpłynęły na moje życie. Nie było wielkich emocji. Po prostu poszczególne „przypadki” z minionych lat przychodziły jeden po drugim. Były to sytuacje, które ratowały mnie z opresji, pomagały przejść trudne chwile czy wrócić z emigracji do ojczyzny. Pamiętam moją konsternację, gdy w każdej z nich tak dobitnie dostrzegłam już nie łut szczęścia, a Bożą dłoń.

Jak opowiada, powróciło chociażby zdarzenie sprzed lat, które zupełnie wyparła z pamięci. Kąpiąc się w morzu, Kasia zaczęła tonąć. Nie było głęboko, ale prąd zniósł ją zbyt daleko od brzegu.

Nigdy nas nie zostawił, choć niekiedy poddaje nas próbie ufności i wiary, a czasem napomina.

– To był ułamek sekundy. Pamiętam tylko, że moje ciało w jednej chwili złapał rodzaj paraliżu i zaczęłam po prostu opadać na dno. Przez głowę przeszła mi myśl: „Boże, ja tonę!”. Nagle ktoś chwycił mnie za rękę i pociągnął do góry. To była 10-letnia dziewczynka, która wraz z rodzicami i rodzeństwem bawiła się obok mnie na plaży. Nie wiem, jak wtedy znalazła się tak blisko i dlaczego po prostu chwyciła mnie za rękę. Od kiedy przypomniałam sobie o tym, często modlę się za nią – wspomina. – Inne zdarzenie miało miejsce, kiedy podczas pobytu na emigracji znalazłam się w bardzo trudnej sytuacji materialnej i życiowej. Czasem chodziłam wtedy na adorację. Modlitwa przychodziła mi z ogromnym trudem, to były często potoki łez. Pewnego razu w ławce przede mną usiadł pewien starszy mężczyzna. Odwrócił się i podał mi obrazek, na którym napisał „I pray for you” (Modlę się za ciebie). Na obrazku była Matka Teresa, a na odwrocie pięknie ujęte słowa Pana Jezusa, który wciąż czeka na człowieka – opowiada.

SAMI NIE DAMY RADY

Jak wspomina, w tym osamotnieniu z dala od ojczyzny modlitwa obcego człowieka i obrazek ze słowami Pana Jezusa, który zapewniał, że czeka na każdego z nas w Najświętszym Sakramencie, w jednej chwili stały się siłą, która pozwoliła iść dalej. A słowa z obrazka: „Wiesz, synu, że cię kocham i nigdy cię nie opuściłem”, były namacalnym znakiem obecności Jezusa i przytulenia przez Niego.

– To tylko kilka „przypadków”, a ileż było takich, których nie zauważyłam? – zastanawia się Katarzyna.

Podkreśla, że każdego dnia stara się odczytywać te małe – wielkie – Boże znaki. W rodzinie z pięciorgiem dzieci jest dużo radości, ale i dużo trudów.

– Każdego dnia proszę: „Boże, pomóż, bo sami nie damy rady”. „Maryjo, pomóż mi w opiece nad dziećmi, kiedy ich nie widzę”. „Św. Józefie, wesprzyj, bo brakuje nam środków na konkretny cel”. Prosimy też wszyscy o światło Ducha Świętego nie tylko przy podejmowaniu ważnych decyzji, ale przede wszystkim w tych drobnych, codziennych sprawach, które budują nasz dzień, byśmy mogli go dobrze przeżyć – opowiada. – Pan Bóg zawsze pomaga. Nigdy nas nie zostawił, choć niekiedy poddaje nas próbie ufności i wiary, a czasem napomina. Ratuje nas nawet z sytuacji, które sami komplikujemy – stwierdza.

JAK UCZNIOWIE W DRODZE DO EMAUS

Zauważa, że te małe „cuda Boże” to często dla innych zwykłe, codzienne zdarzenia, w których jest „trochę szczęścia”, „przypadku”, „uśmiechu losu”, a czasem kłopotów z braku dobrego planowania.

– Dla nas to widzialne znaki Bożej opieki. Kiedyś wracaliśmy z dziećmi od lekarza. Wizyta się przeciągnęła, bo pojawił się inny pilny przypadek. Mąż nie mógł się spóźnić do pracy na popołudniową zmianę, a przed nami było jeszcze sporo kilometrów do domu… „Boże, pomóż nam!”. Wspólnie odmawialiśmy z dziećmi koronkę i krótkie wezwania do świętych, by sprawa rozwiązała się zgodnie z wolą Bożą. „Jezu, Ty się tym zajmij!”, prosiliśmy. Minęło kilka chwil, a mąż otrzymał telefon z pytaniem, czy nie potrzebuje dnia wolnego, bo dziś mógłby odebrać nadgodziny. „Dziękujemy Ci, Panie Boże!”, odetchnęliśmy z ulgą. Dziś znaki obecności Boga w naszym życiu widzę każdego dnia, jest ich wiele. Kiedyś byłam jak uczniowie idący do Emaus. Jezus był tak blisko, a oni długo Go nie rozpoznawali. Ja też Go nie rozpoznawałam przez pewien czas – dodaje Katarzyna.

Artykuł pochodzi z Miesięcznika Różaniec – PAŹDZIERNIK 2024 r.

Wydawnictwo Sióstr Loretanek POLECA

Jestem zdobyczą Twojej miłości
ks. Józef Orchowski

Bóg poszukuje człowieka. Niezależnie od tego, jak daleko człowiek odszedł, a nawet wtedy, gdy świadomie nie szuka on Boga. Często pomaga w tym Maryja – matczyną miłością zdobywa ludzi i prowadzi ich do Syna, by odnaleźli upragnione szczęście. Świadczą o tym historie nawróceń opisane w niniejszym zbiorze.

Share.