Wiemy, że Maryja jest przede wszystkim Matką. Zwykle gdy o Niej mówimy, nie używamy Jej imienia, jakbyśmy nie chcieli stawiać się z Nią na jednej płaszczyźnie. Zwracamy się więc do Niej słowami: „Matko Najświętsza”, „Matko Boża”. Ale chyba nie zdarza się – poza odmawianiem wezwań Litanii Loretańskiej – byśmy wołali do Niej: „Matko najmilsza”. A szkoda! Naśladowalibyśmy wtedy samego Boga! On przecież upodobał sobie w Pannie z Nazaretu, Ona była Mu miła. Więcej – milsza niż wszystkie kobiety, niż ludzkość cała, niż wszelkie stworzenie. Najmilsza! A wiemy, że być miłym w oczach Pana, to tyle co być świętym. Nie traktujmy jednak dzisiejszego wezwania jako prostego powtórzenia aklamacji „Matko Najświętsza – módl się za nami”. Przecież tytuł „Matka najmilsza” wskazuje na coś szczególnego, czego nie ma w sobie określenie „święty”.

To ostatnie jest stwierdzeniem doskonałości, faktu trwania człowieka w pełnym zjednoczeniu z Bogiem. Tu zaś mamy wyraźny sygnał istnienia jakiegoś ciepłego uczucia – i to od strony Boga! Jeśli mówimy, że Maryja jest Matką najmilszą, to znaczy że Bóg darzy Ją tkliwą miłością, że ma w Niej najwyższe upodobanie, że cieszy się pięknem Jej serca, duszy, umysłu i woli. To właśnie dlatego złożył w Niej swe najpiękniejsze dary, z diamentem Niepokalanego Poczęcia włącznie. To właśnie dlatego podzielił się z Nią swym największym skarbem – własnym jednorodzonym Synem. I z najmilszej Panny uczynił Ją Matką, która w sposób doskonały podjęła się roli Boskiego macierzyństwa. Bóg kochał Ją najbardziej, najczulej, najmocniej, miłością wciąż większą, wciąż bardziej nieogarnioną. Tak, Bóg spoglądał na Nią z zachwytem, który rósł z dnia na dzień; widział bowiem, jak Wybrana na Matkę niemal wyprzedza Jego plany. Wydarzenie, które miało miejsce w Kanie Galilejskiej (zob. J 2, 1-11), jest tego dowodem: Syn Boży mówi, że jeszcze nie nadeszła Jego godzina, a Maryja już Go w nią wprowadza! Jakby szła kilka kroków przed czasem wyznaczonym przez Stwórcę…

Ubogi jest nasz ludzki język, który nie pozwala stopniować przymiotników w nieskończoność. Mówimy „najmilsza” tylko dlatego, że brakuje nam kolejnego określenia (które z każdą chwilą powinno być wyższe!). Bóg nie ma z tym problemu, ale my dopiero w wieczności będziemy śpiewać zawsze inną, coraz doskonalszą i pełniejszą, bogatszą i radośniejszą Litanię Loretańską – pieśń pełną coraz większej wdzięczności i miłości.

Ten, kto ma za sobą choć garść doświadczeń Maryjnych, wie, że te same słowa mają różne znaczenia – co innego wyrażają przed otrzymaniem dowodu opieki i miłości Maryi, a co innego po uzyskaniu łaski. Wtedy nagle zaczynamy rozumieć, że słowo „Najmilsza” powinno ustąpić określeniu wyższemu – i to jest właśnie nasz maleńki udział w nieskończonym doświadczaniu Boga.

Wydawnictwo Sióstr Loretanek POLECA

Osiem Kroków Wiary Maryi
ks. Robert Grzybowski

Bezpośrednią inspiracją do pochylenia się nad osobą Maryi były dla mnie rekolekcje prowadzone przez Jose Prado Floresa, założyciela Szkoły Ewangelizacji Świętego Andrzeja (SESA). Zachęciły mnie one do odnalezienia prawdziwej ikony Maryi. Sięgnąłem wówczas po adhortacje apostolską Pawła VI Marialis cultus, w której znalazłem pomoce do renowacji ikony Maryi w moim życiu.

Share.