Bł. s. Maria Romero Meneses żyta w latach 1902-1977. Jest pierwszą kobietą z Ameryki Łacińskiej, która dostąpiła chwały ołtarzy. Jej beatyfikacji dokonał św. papież Jan Paweł II w kwietniu 2002 r. Informacje o jej życiu i działalności można znaleźć na katolickich portalach internetowych.

– Siostro Marío, czy opowiesz nam dzisiaj o Europie? – zapytała młodziutka nowicjuszka, siostra Mercedes, gdy wraz z innymi siostrami salezjankami zebrały się na niedzielnej rekreacji w niewielkiej salce obok refektarza.
– Prosimy, siostro, bardzo prosimy – dołączyły pozostałe zakonnice, patrząc błagalnie na swoją starszą współsiostrę.
– Och, moje drogie, przecież już wam tyle opowiedziałam… ale dobrze… w końcu dzisiaj dzień Pański, trzeba, byśmy świętowały.
Zadowolone siostry poprawiły się na swoich krzesłach.
– No więc… – siostra María ­Romero Meneses zaczęła opowiadać o swojej czteromiesięcznej podróży do Italii, w którą udała się na życzenie matki generalnej, żeby tam, we wspólnotach zgromadzenia Córek Maryi Wspomożycielki, opowiadać o swojej pracy na rzecz najuboższej ludności Kostaryki. Tym ­razem postanowiła opowiedzieć współsiostrom o wizycie w Wiecznym Mieście. Jej artystyczna ­dusza nie mogła nie doznać szczególnego wzruszenia na widok Kaplicy Sykstyńskiej, do której zaprowadziła ją osobiście matka generalna.
– Och, siostry – mówiła – cóż to za wspaniałe dzieło! Michał Anioł wymalował na ścianach całą historię zbawienia. A Sąd Ostateczny! Och, siostry, mogłabym godzinami się w niego wpatrywać, tyle tam piękna i mądrości…
– A ja zupełnie się nim nie zachwycam – wtrąciła jedna z sióstr. – Cóż to za przyjemność oglądać te nagie, powykręcane ciała?
– Nie zachwycasz się – podchwyciła siostra Mercedes – bo nie kochasz sztuki, jak siostra María. A ty, siostro – zwróciła się do Maríi – nie chciałaś zostać malarką?
– Och, nie, nie. Uwielbiam wprawdzie malować, uwielbiam też śpiewać i grać na skrzypcach, ale czyż moje malowanie zapewniłoby naszym biedakom chleb i dach nad głową? Zakonnice zamyśliły się. To prawda. Z pewnością, gdyby María wybrała karierę artystyczną, tak jak tego pragnął jej ojciec, minister Feliks Romero, w San José nigdy nie powstałaby wioska dla ubogich.
– Ale wiecie, siostry – przerwała ciszę María – znacznie większego wzruszenia niż malarstwo Michała Anioła dostarczyło mi spotkanie z naszym Ojcem Świętym. Cała aż drżałam, gdy podchodziłam do niego, by dać mu kartkę z imionami naszych biednych chorych i prosić o modlitwę za nich. No, ale czas na niespodziankę dla naszego zgromadzenia, prezent od naszej matki generalnej – María uśmiechnęła się tajemniczo, sięgając po duży nieforemny pakunek owinięty w szary papier.

Siostry wstrzymały oddech, gdy María odwijała liczne zwoje papieru, by wreszcie ukazać ich oczom przepiękną figurę Matki Bożej.
– To Matka Boża z Lourdes! – zakrzyknęła jedna z sióstr.
– Tak, siostry, ach, Lourdes, cóż za cudowne miejsce! Wszyscy, którzy przybywają tam z wiarą, doznają pocieszenia, a ta nasza dobra Matka bierze na siebie całą biedę świata i obmywa ją potokami wody, która wytryska z cudownego źródełka. Och, siostry, gdyby i u nas była taka woda! Nasi chorzy to biedacy, skąd by mieli wziąć pieniądze, żeby ­jechać za ocean i tam doznać uzdrowienia? O, jak bardzo nam potrzeba takich znaków i tutaj, w naszej Kostaryce! – siostra María na myśl o chorych biedakach z przedmieść San José wzruszyła się tak bardzo, że jej oczy zrobiły się szklane od łez.
– Skoro potrzeba nam takiej wody – zaczęła nieśmiało siostra Mercedes – może mogłabyś, siostro, pomodlić się o nią? Wszyscy dobrze wiemy, że Matka Boża chętnie wysłuchuje twoich próśb.
– O, tak, siostry moje, nie byłoby naszego ośrodka, ani magazynów, ani ambulatorium, gdyby nie Matka Boża – María z czułością patrzyła na figurkę, którą trzymała w rękach. – Czyż jednak wypada modlić się o takie znaki?
– Wypada czy nie wypada, spróbować warto – odparła z uśmiechem siostra María Soledad, która od siedmiu lat pracowała z Maríą i widziała wiele błogosławionych owoców jej zażyłości z Matką Bożą.

***

Kilka tygodni później

– Witaj, siostro!
– A, to ty, siostro Mercedes – przechodząca korytarzem zmęczona María ledwo zauważyła nowicjuszkę. – Jak dzisiaj było w szkole, wszystkie dzieci zdrowe?
– Jak zwykle, siostro Marío, dużo biedy, ale dzieciaki garną się do nauki i przynajmniej na chwilę zapominają o swoich dolegliwościach.
– To dobrze. A jak twoje ręce?
– Nie najlepiej, siostro Marío, wciąż są czerwone i opuchnięte.
– To dlatego, że zapominasz o myciu ich, gdy wracasz z pracy. A czy dzisiaj je umyłaś?Siostra Mercedes spuściła wzrok.
– Biegnij zatem szybko i umyj je pod kranem obok kaplicy.

Po chwili

– Siostro Marío, siostro Marío! – siostra Mercedes wpadła z impetem do refektarza, gdzie María nakrywała do kolacji.
– A cóż to? Pali się czy co, że taki rwetes podnosisz?
– Och, nie, przepraszam, ale… ta woda w korytarzu…
– Co z nią?
– Siostro, zobacz… – nowicjuszka wyciągnęła w kierunku Maríi swoje małe dłonie, na których nie było śladu zaczerwienienia ani opuchlizny.
– Umyłam je i… Siostro! Z naszego kranu płynie woda, która uzdrawia! Widzisz, widzisz, mówiłam, że gdy ty się pomodlisz, Matka Boża na pewno ci nie odmówi. Teraz nasi chorzy biedacy będą odzyskiwać zdrowie, tak jak w Lourdes.

Artykuł pochodzi z Miesięcznika Różaniec – LUTY 2017 r.

Wydawnictwo Sióstr Loretanek POLECA

Jak modlą się święci?

Jak modlą się święci? cz. 1-2
Adrienne von Speyr

Praca Jak modlą się święci? to niezwykła lektura. Składają się na nią przede wszystkim teksty szczerych modlitw, czasem niedoskonałych, czasem nieco próżnych, zawsze jednak pozwalających dostrzec, że Bóg jest w istocie wszystkim, czego potrzebujemy naprawdę. Warto smakować każdy z tych tekstów, zagłębiając się w obrazy i słowa, które Adrienne otrzymywała w swych widzeniach na przestrzeni wielu długich lat. Całość zaś spisywał, niejako „pod dyktando”, i wstępem opatrzył Hans Urs von Balthasar.

Share.

Dr nauk humanistycznych w specjalności nauk o sztuce. Absolwentka UW i UKSW.