W dniach 22-25 lutego 1986 r. w stolicy Filipin, Manili, w Alei Objawienia się Świętych, dokonała się pokojowa rewolucja Ośmiopasmowa droga opasująca miasto stała się miejscem objawienia potęgi świętych – ludzi trzymających w rękach różańce.

Filipiny w 1972 r. stały się krajem totalitarnym. Tuż przed kolejnymi wyborami prezydenckimi głowa państwa, Ferdinand E. Marcos, rozwiązał parlament. Zgodnie z konstytucją nie mógł dalej piastować swego urzędu, kończyła się bowiem jego druga czteroletnia kadencja Pragnienie władzy popchnęło go do zlikwidowania wolnej prasy, a niedługo potem uwięzienia wszystkich przywódców opozycji oraz siedmiu tysięcy „niepoprawnie myślących” żołnierzy i oficerów. Próbował również zaatakować Kościół, ale spotkał się z tak ostrym sprzeciwem kardynała Jaime L. Sina że uznał: „Mam dość problemów. Dlaczego miałbym jeszcze wchodzić w konflikt z Kościołem?”

Marcos bał się kardynała, a lud podziwiał swego pasterza. Kiedy Sin mówił, wszyscy go słuchali. Kiedy piętnował i oskarżał rząd, kiedy bronił tysięcy więźniów politycznych, słuchał go nawet Marcos. To dzięki kardynałowi zwolnił on kilkuset więźniów przed Bożym Narodzeniem 1974 r.

Kardynał zawsze powtarzał, że zmiany muszą się dokonać nie przy pomocy karabinów, ale na drodze rewolucji serca, rewolucji miłości.

KAMIEŃ, KTÓRY UPADŁ, BY PODNIEŚĆ NARÓD

Wszystko rozpoczęło się od zabójstwa Benigno Aquino przez ludzi prezydenta.

Benigno Aquino był członkiem filipińskiego parlamentu przed jego rozwiązaniem przez Marcosa. Już przed stanem wojennym ogłoszonym 21 września 1972 r. Aquino był bezkompromisowym opozycjonistą i nie bał się mówić głośno o skandalach rządowych. Nic dziwnego, że był jednym z pierwszych aresztowanych w dniu ogłoszenia stanu wojennego.

W więzieniu spędził siedem i pół roku, odizolowany od całego świata. Zapadł tam na poważną chorobę serca, która wymagała operacji – Marcos wysłał go do szpitala w USA, by nie pozwolić mu już powrócić z wygnania.

Rodzina Aquino osiedliła się w Bostonie. Trzy lata Benigno poświęcił na studia w Harwardzie, nawiązując jednocześnie coraz liczniejsze kontakty z podziemiem na Filipinach. Za wszelką cenę chciał powrócić do ojczyzny. Poleciał do Manili mimo ostrzeżeń i pogróżek ze strony żony Marcosa, którą zawsze piętnował za wykorzystywanie publicznych pieniędzy dla prywatnych celów. Został zastrzelony na lotnisku w Manili w sierpniu 1983 r., zanim zdążył dotknąć stopą ziemi filipińskiej.

Jego śmierć obudziła Filipińczyków z trwającej dziesięć lat apatii. Była jak kamień rzucony w wodę, poruszający fale, które zataczają coraz szersze kręgi. Tak obudziła się cała ojczyzna Benigno Aquino. Wdowa po nim, Corazon Aquino, tłumacząca, że ,.zajmuje się domem, a nie polityką”, mimowolnie stanęła na czele mchu. Jej wpływ na naród był tak wielki, że wbrew samej sobie stała się przeciwnikiem Marcosa w tak zwanych „wyborach w oka mgnieniu, 7 lutego 1986 r.

Do zaangażowania się w politykę nakłonił panią Aquino kard. Sin. W ten sposób dał narodowi człowieka, który potrafił uświadomić rodakom, że Marcos kłamie.

„WYJDŹCIE NA ULICE”

Była sobota. 22 lutego 1986. Prezydent wydał rozkaz aresztowania ministra obrony, Juan Ponce Enrille i kilku innych. Enrille, gen. Fidel V. Ramos, zastępca dowódcy sił zbrojnych, wraz z trzystu innymi wojskowymi zamknęli się w koszarach pizy Epifanio de los Santos Avenue – Alei Objawienia się Świętych. Ogłosili, że będą walczyć, aż polegną, nie oddadzą się żywi w ręce Marcosa.

Na biurku kardynała zadzwonił telefon. „Eminencjo – powiedział drżący głos w słuchawce – musicie nam pomóc. Jeśli nie pomożecie, za parę godzin nie będzie nas wśród żywych”. Wszyscy wiedzieli, że wystarczyłoby kilka czołgów lub eskadra helikopterów, by zlikwidować buntowników.

Na półtorej godziny kardynał zamknął się w kaplicy. Kiedy wyszedł, przez katolickie radio wezwał ludzi, by wyszli na ulice i bronili „naszych przyjaciół”.

Ludzie usłyszeli – i odpowiedzieli. Ze wszystkich części miasta, ze slumsów i dzielnic bogaczy, popłynął tłum. W kilka godzin w Alei Objawienia się Świętych stanęły dwa miliony ludzi. Przyszli całymi rodzinami, z małymi dziećmi. A co najważniejsze, przyszli z różańcami w rękach i modlitwą na ustach. Bali się, nawet bardzo. Wiedzieli, że uzbrojona po zęby armia Marcosa może zetrzeć ich na krwawą miazgę.

Mimo wszystko przyszli i zostali. Wiedzieli, że to jedyna właściwa odpowiedź na apel kardynała. Tak rozumieli swój obowiązek.

Trwali na posterunku cztery dni i noce. To, czego się obawiali, stało się niebawem faktem. Na ulicy ukazały się czołgi. Kierujący nimi zobaczyli armię bezbronnych ludzi, zawyły motory, maszyny ruszyły na tłum.

Dwa miliony ludzi, bladych i drżących ze strachu, uklękło twarzą w kierunku nadjeżdżających czołgów. W pierwszym rzędzie klęczały siostry zakonne i podnosząc w górę różańce zaczęły się głośno modlić. Nie, nie mieli zamiaru się cofnąć. To czołgi się cofnęły. Nie padł ani jeden strzał. Armię pokonała moc modlitwy.

GŁOSY ŚWIADKÓW

Jedna z sióstr prowadziła Różaniec, w jej stronę zbliżał się czołg z samotnym żołnierzem w wieżyczce. Czołg zatrzymał się przed klęczącym tłumem. Żołnierz patrzył długą chwilę z zachwytem, po czym powiedział: „Czy mogłaby siostra modlić się głośniej? Moi ludzie w czołgu nie słyszą”. Po chwili załoga wspólnie z ludźmi odmawiała Różaniec.

Tak działo się wszędzie. „Rozmawiałem – wspomina kard. Sin – z kapłanem, który był tam owej niezapomnianej nocy. Mówił, że w tym rozmodlonym tłumie czuło się obecność Boga. Opowiadał, że modlili się również żołnierze. Widział, jak poruszają się ich wargi, wypowiadające słowa «Zdrowaś Maryjo». Niektórzy z nich przyłączyli się do śpiewu «Ave, Ave», kiedy pod milczącymi gwiazdami tłum zaintonował pieśń, którą każdy Filipińczyk zna na pamięć od wczesnego dzieciństwa”.

Dzieci przyszły z kwiatami i wkładały je w lufy karabinów mających zabijać. Klerycy wychodzili naprzeciw żołnierzom i obejmowali ich w uścisku braterstwa. Byli przecież w tym samym wieku co oni.

Kobiety i dziewczęta robiły kanapki dla okupujących Aleję i częstowały nimi żołnierzy jadących ku nim w czołgach.

Wtedy nadszedł rozkaz rozpędzenia tłumów gazem. Wykonali go specjaliści, zaprawieni w podobnych akcjach. Ale to oni zaczęli kaszleć i uciekać – nagle odwrócił się bowiem wiatr! Dwie godziny później ponowiono atak gazowy. Znów nieoczekiwanie odwrócił się wiatr.

Potem nie wypaliły moździerze. Wysłane do akcji helikoptery wylądowały wśród rebeliantów, przyłączając się do nich.

Kapłan, którego wspominał kardynał, myślał o Bogu spoglądającym z góry na swój lud, błogosławiącym mu i mówiącym do niego słowa, które kiedyś wypowiedział do Jakuba… «Ja jestem Pan»”.

BOŻY FINAŁ

W ostatnim dniu rewolucji obrano panią Aquino nowym prezydentem. Marcos zdecydował się na ucieczkę z kraju.

Jak możliwa była ta bezkrwawa rewolucja?” – To pytanie stawiano wiele, wiele razy. Kardynał powtarza: „Nie ma odpowiedzi. To był cud.”

Podczas wręczania doktoratu honoris causa w Boston College kard. Sin powiedział: „Myślę, że cały scenariusz [tamtych wydarzeń] był pisany tylko przez samego Boga. Myślę, że całością akcji kierowała Najświętsza Maryja Panna. Byliśmy tylko aktorami. Ale nasza moc pochodziła od Boga”.

.Jestem przekonany – mówił w innym miejscu – że cała cześć, całe uznanie i cała wdzięczność powinna być oddana Najświętszej Maryi Pannie, a przez Nią Jej Synowi i z Nim Ojcu w niebie, bo Bóg naprawdę patrzył na nas łaskawym okiem, naprawdę błogosławił Filipiny i wszystkich nas dotknął swoją łaską”.

Artykuł pochodzi z Miesięcznika Różaniec – Lipiec/Sierpień 1996

Wydawnictwo Sióstr Loretanek POLECA

Dar Fatimy

Dar Fatimy
ks. Tadeusz Guz

Książka Dar Fatimy Odczytać na nowo orędzie Marki Bożej – to zapis spotkania z ks. prof. Tadeuszem Guzem podczas promocji książki: ,,Niebo jest silniejsze od nas”. Płyta zawiera pełny tekst książki „Niebo jest silniejsze od nas. Opowieść fatimska”. Czyta: Halina Łabonarska Format nagrania: mp3 Czas całkowity: 7 godzin i 38 minut Muzyka, realizacja nagrania i montaż dźwiękowy: Piotr Łabonarski.

Share.