Jestem odpowiedzialny za 75 tysięcy sztucznych poronień wykonanych w prowadzonej przeze mnie klinice. Nie jestem ciemniakiem ani człowiekiem prymitywnym – wyznaje Bernard Nathanson, lekarz, do niedawna ateista, który reprezentował amerykańskie środowiska proaborcyjne i przyczynił się do zalegalizowania w USA przerywania ciąży.
Moje nawrócenie nie jest podyktowane ani motywami religijnymi, ani etycznymi. Jest ono wyłącznie naukowe i technologiczne. Po prostu doszedłem do wniosku, że nie ma żadnej różnicy między 12-tygodniowym a 28-tygodniowym płodem. Powinny być traktowane kompletnie tak samo. Dokonanie zabiegu przerwania ciąży jest dzieciobójstwem. Zabijany płód doznaje takich samych cierpień jak dorosły torturowany skazaniec.
Wielu z państwa mogło słyszeć o mnie jako o dyrektorze największej na świecie kliniki wykonującej zabiegi przerywania ciąży. Nasza klinika była znana pod piękną nazwą: „Centrum Zdrowia, Rozrodczości i Seksu” w Nowym Jorku. Znajdowała się we wschodniej części miasta. Byłem założycielem tej kliniki i przez 10 lat dyrektorem. Przeprowadziliśmy tam 60 tysięcy zabiegów przerywania ciąży.
Pod moim kierownictwem pracowało 35 lekarzy. Klinika była czynna codziennie od 8 rano do północy, w każdy dzień tygodnia łącznie z niedzielami; każdego dnia roku, poza pierwszym dniem Świąt Bożego Narodzenia, przeprowadzaliśmy 120 zabiegów. Ja osobiście własnoręcznie przeprowadziłem jeszcze 15 tysięcy dalszych zabiegów w mojej prywatnej praktyce, tak więc jestem osobiście odpowiedzialny za 75 tysięcy zabiegów.
Byłem jednym z założycieli Narodowego Związku na rzecz Zniesienia Ustawy o Aborcji, przekształconego później w Ligę działającą na rzecz Prawa do Aborcji. Była to pierwsza politycznie aktywna grupa działająca na rzecz aborcji w USA Grupa została założona w 1968 r. Wiedzieliśmy, że gdyby przeprowadzono wówczas reprezentatywną ankietę, chyba 99,5 proc. Amerykanów wypowiedziałoby się przeciwko nieograniczonej, legalnej aborcji. Ale my w krótkim czasie dwóch lat dokonaliśmy tego, że istniejąca 140 lat ustawa zabraniająca aborcji w stanie Nowy Jork została zniesiona i w ten sposób Nowy Jork stał się stolicą sztucznych poronień w Ameryce.
Trzy lata później przekonaliśmy Sąd Najwyższy i podjęta została haniebna decyzja, która zalegalizowała aborcję we wszystkich 50 stanach.
JAK TEGO DOKONALIŚMY?
Nasza grupa wiedziała w roku 1968, że przeprowadzenie uczciwej ankiety na temat opinii Amerykanów o przerywaniu ciąży oznaczałoby dla nas druzgoczącą klęskę. Zadziałaliśmy następująco: do środków masowego przekazu, a przez nie do społeczeństwa, przekazaliśmy liczby z objaśnieniem, że jakoby przeprowadziliśmy ankiety i że 50-60 proc. Amerykanów jest za legalizacją przerywania ciąży. Była to bardzo korzystna i przynosząca sukcesy taktyka „samospełniających się proroctw”. Gdyby bowiem dostatecznie długo wmawiać opinii publicznej, że wszyscy są za legalizacją aborcji, to z czasem prawie każdy rzeczywiście byłby za przerywaniem ciąży. Niewielu ludzi chce należeć do mniejszości.
Wiedzieliśmy, że jeśli dostatecznie udramatyzujemy sytuację, wówczas wzbudzimy dość sympatii, by „sprzedać” nasz program legalizacji sztucznych poronień. Sfałszowaliśmy liczbę nielegalnych zabiegów przerywania ciąży wykonywanych rocznie w Stanach. Wiedzieliśmy, że liczba ta wynosi około 100 tysięcy. Ale my wielokrotnie przekazywaliśmy opinii publicznej i środkom masowego przekazu, że wynosi milion. Wiedzieliśmy także, że liczba kobiet zmariych w USA wskutek nielegalnych zabiegów w ciągu roku kształtuje się między 200 a 250. Liczba, którą stale powtarzaliśmy i przekazywaliśmy publikatorom to 10 tysięcy. Liczby te zaczęły formować świadomość społeczną w Ameryce.
Jedną z taktyk, które stosowaliśmy, było twierdzenie, że gdy aborcja jest zakazana, przeprowadza się dokładnie tyle samo sztucznych poronień, tyle że nielegalnie. To po prostu nieprawda. Z danych wynika jasno, że przed dopuszczeniem aborcji mieliśmy 100 tysięcy sztucznych poronień, natomiast dziś mamy 1,55 miliona. I odwrotnie: gdybyśmy teraz zakazali aborcji, doszli- byśmy z powrotem do 100 tysięcy. Ponadto dane te dowodzą, że od czasu legalizacji aborcji w Ameryce poczucie odpowiedzialności w dziedzinie seksu zmniejszyło się. Skok ze 100 tysięcy do 1,55 miliona pokazu je jasno, że w USA stosuje się aborcję jako główny środek kontroli liczby narodzin.
Najważniejszą i najskuteczniejszą taktyką, którą stosowaliśmy w latach 1968-1973 było rozgrywanie tak zwanej karty katolickiej. Rok 1968 był rokiem kryzysu, szczytu wojny w Wietnamie. Był to szczyt pełnego sprzeciwu w USA wobec tej wojny. Identyfikowaliśmy Kościół katolicki z popieraniem wojny w Wietnamie i jednocześnie określaliśmy Kościół katolicki jako głównego przeciwnika liberalizacji ustawy o aborcji. W ten sposób pozyskaliśmy sobie wszystkie te grupy, które były przeciwne wojnie w Wietnamie. Zdobyliśmy studentów, intelektualistów i co najważniejsze, środki masowego przekazu. Unikaliśmy tego, by wszystkich katolików traktować jednakowo, gdyż to by nam szkodziło. Potrzebowaliśmy pewnego wsparcia ze strony – naszym zdaniem oświeconych – katolickich intelektualistów.
Nie atakowaliśmy też papieża, gdyż ten budził zbyt wiele sympatii wśród naszych przeciwników. Zamiast tego wzięliśmy się za katolicką hierarchię kościelną – mgliste, zamazane pojęcie zbiorowe – by przekonać wszystkich tych liberalnych, intelektualnych przeciwników wojny, a także wszystkich innych, których potrzebowaliśmy, zwłaszcza środki masowego przekazu, że Kościół katolicki, a głównie jego hierarchia, był winien powstania oporu wobec legalizacji aborcji. Media podjęły temat i wbijały go do głów społeczeństwa.
Oddzieliliśmy w ten sposób intelektualnych, postępowych i liberalnych katolików od hierarchii kościelnej i wbijaliśmy w ten sposób klin w katolicki opór przeciwko aborcji. Próbowaliśmy przekonać katolików, że hierarchia jest reakcyjna, nieliberalna i nieoświecona, że oni, oświeceni katolicy, muszą przejść na naszą stronę.
CZĘSTO PYTAJĄ MNIE
– Panie doktorze, co skłoniło pana do zmiany zdania? Jak to się stało, że z organizatora i pierwszoligowego działacza politycznego na rzecz aborcji, z dyrektora największej kliniki aborcyjnej świata stał się pan reprezentantem ruchu PRO-LIFE?
Odpowiedź jest następująca: po opuszczeniu tej kliniki zostałem dyrektorem oddziału położniczego w New York City. Był to największy oddział położniczy w mieście, część Columbia University Medical School. Jako dyrektor byłem odpowiedzialny za oddział prenatalny. W 1973 r. otrzymaliśmy nową wspaniałą aparaturę badawczą, której dziś używamy na co dzień do badania płodu – stanu jego zdrowia. Przekonałem się, że to, co jest w macicy, jest kompletną istotą ludzką.
Musimy obstawać przy tym, że problem, kiedy zaczyna się życie ludzkie, można jasno zdefiniować. Rozpoczyna się od poczęcia, zapłodnienia i od tego momentu poczęta osoba jest istotą ludzką. Nie ma żadnego miejsca w macicy, w którym mogłoby dojść do zamiany czegoś, co nie jest osobą, w osobę. Nie ma żadnej nagłej zmiany w czasie rozwoju wewnątrzmacicznego i dlatego życie jest nieprzerwanym ciągiem od swojego początku aż do końca.
Sądzę, że zezwolenie na przerywanie ciąży oznacza planowe niszczenie tego, co z całą pewnością jest życiem człowieka. Sądzę także, że jest to nie dający się niczym usprawiedliwić akt barbarzyństwa. Haniebnym przyjęciem wyższości siły nad racją. Jako naukowiec wiem – nie sądzę, lecz wiem – że życie człowieka zaczyna się od poczęcia. Jeśli w tej sprawie mielibyśmy nie mieć dość odwagi, mielibyśmy zawieść, zwlekać lub być niepewnymi, jeżeli mielibyśmy stracić choćby chwilę, historia nigdy nam tego nie wybaczy.
***
Wiem, że modliło się za mnie wielu katolików. Kiedy zobaczyłem świadectwo Ducha dawane podczas demonstracji odbywających się w przeraźliwie zimne poranki, gdy sympatycy «wolnego wyboru» miotali w ich stronę niewybredne epitety, gdy okrążali ich policjanci, media otwarcie wyrażały swoją niechęć, a sądy wymierzały grzywny i karały więzieniem, oni zaś przechodzili przez to wszystko z uśmiechem, spokojnie się modląc – przekonani o swym ostatecznym zwycięstwie – wtedy zacząłem się poważnie zastanawiać: Jaka siła pchała ich do tej działalności? Po raz pierwszy w swoim życiu zacząłem poważnie myśleć o Bogu… Myśl ta zburzyła wszelką pewność, zmieniła moją przeszłość w wstrętne bagno grzechu, ukazała mi ogrom zła wyrządzonego tym, których nawet nie znałem. Równocześnie ukazała mi światełko nadziei: zacząłem wierzyć, że dwa tysiące lat temu Ktoś umarł za moje grzechy…
Artykuł pochodzi z Miesięcznika Różaniec – Październik 1996
Wydawnictwo Sióstr Loretanek POLECA
Świadek życia
prof. Bernard Nathanso
Publikacja ta przyczyniła się do wielkiego dobra, pod wpływem lektury zostało uratowanych wiele ludzkich istnień. Dziękuję za wznowienie tej książki. Niech dalej działa! Niech świadczy o świętości każdego ludzkiego życia i niech pomoże Czytającym stać się obrońcami życia – głosicielami Ewangelii życia.