„Nie bójmy się, że Maryja przesłoni nam Chrystusa Ona jest po to, aby do Niego prowadzić” – powiedział kiedyś Ksiądz Prymas Wyszyński. Ale też dodawał, że w życiu duchowym istnieją dwie drogi: przez Maryję do Jezusa, albo z Jezusem do Maryi. Są ludzie, którzy przez związek z Matką Bożą doszli do wielkiej zażyłości z Panem Jezusem, ale są również tacy, którzy dopiero w drodze do Pana Jezusa odkrywają, kim jest Jego Matka.

Kilka miesięcy temu uczestniczyłem w spotkaniu, którego tematem był „problem Matyi” w rozmowach ekumenicznych. Byli tam „maryjni” katolicy, „bardzo maryjni” prawosławni, i „nie-maryjni” protestanci. Po kilkugodzinnej rozmowie okazało się to, co właściwie od samego początku było wiadomo: Maryja nie jest „problemem”, jeśli pamiętamy o tym, że jest przede wszystkim Matką.

Zadziwili mnie protestanci, gdy mówili o maryjnej pobożności protestanckich Mazurów, gdy wspominali o różańcu, na którym modlą się niektórzy niemieccy pastorzy. Zadziwili mnie szczególnie wtedy, gdy wspominając, jak Matką Bożą zachwycał się Marcin Luter (napisał przepiękny komentarz do hymnu Maryi „Uwielbiaj, duszo moja, sławę Pana mego”), mówili o konieczności znalezienia w teologii protestanckiej godnego miejsca dla Bogurodzicy. Przypomniałem sobie wtedy te dwie drogi: z Maryją ku Jezusowi i z Jezusem ku zrozumieniu tajemnicy Maryi. Maryja nie jest „problemem”. Jest Matką.

Patrzę w tej chwili na ikonę zawieszoną nad biurkiem. Patrzę na Maryję przecież Ona cała, jak każda matka, żyje dla Jezusa, swojego dziecka Patrzę na Jezusa -jak Go zrozumieć nie widząc tulących Go ramion? Przecież nawet współczesna psychologia mówi o tym, jak bardzo w dziecku odbija się osobowość matki, jak wiele zyskuje ono przez kontakt z rodzicami. Jeszcze raz przypominają mi się słowa Prymasa Tysiąclecia. Kiedy mówił: „Tych Dwoje”, wiadomo było, że mówi o Jezusie i Maryi. I nie było to żadnym przysłanianiem wyjątkowości i jedyności Zbawiciela. Było to po prostu genialne wyczucie tajemnicy człowieczeństwa Chrystusa – bo również Chrystusa nie da się zrozumieć bez odkrycia Jego miłości do najbliższych Mu osób.

Są różne święta Matki Najświętszej m podkreślają rozmaite cechy Maryi. Ale fundamentem wszystkich innych jest święto Jej Macierzyństwa. Chociaż bowiem możemy i powinniśmy naśladować Maryję w posłuszeństwie Bogu, w wierności, w nieskalanym grzechem życiu, to jednak jest jedna cecha – właśnie Boże Macierzyństwo – w której Dziewica z Nazaretu jest absolutnie wyjątkowa. Mama może być tylko jedna. Dlatego wśród wszystkich tytułów Maryi pierwszym i najczcigodniejszym jest „Bogurodzica”, „Święta Boża Rodzicielka” – po prostu, Matka Boża”.

Mamy – jako naród – szczęście. Kiedy małe dziecko zaczyna mówić, pierwszym wypowiedzianym przez nie wyrazem jest najczęściej „Mama”. Kiedy Polacy, jako młody jeszcze naród zaczynali używać swojego własnego języka, było tak samo: rozpoczęli od wołania „Mamo!” Matko Jezusa i nasza Matko – „Bogurodzica Dziewica; Bogiem sławiena Maryja”. Dlatego mówię, że mamy szczęście. I że prawdziwie wołamy w pieśni: „Z dawna Polski Tyś Królową, Maryjo!”

Artykuł pochodzi z miesięcznika Różaniec – Grudzień 1995

Wydawnictwo Sióstr Loretanek POLECA

Przy Niepokalanym Sercu Maryi

Przy Niepokalanym Sercu Maryi
o. Stanisław Przepierski OP

Wspomnienia o Jezusie, wyryte w duszy Maryi, towarzyszyły Jej w każdej okoliczności, sprawiając, że powracała myślą do różnych chwil swego życia obok Syna” – pisał św. Jan Paweł II. Gdy w pierwsze soboty miesiąca zaczniemy dotrzymywać towarzystwa Bożej Matce w rozważaniu tajemnic różańca, wejdziemy na drogę duchowości Jej Niepokalanego Serca.

Share.