Źródło i szczyt – te dwa słowa na określenie Eucharystii Katechizm zaczerpnął z nauczania ostatniego Soboru. Radzę je dobrze zapamiętać, gdyż świetnie streszczają dwa tysiące lat rozmyślań Kościoła nad niezwykłym darem Jezusa – możnością uobecniania Jego ofiary. „To czyńcie na moją pamiątkę” – powiedział Pan. Czynimy zatem, ale i rozmyślamy nad tym, co czynimy. A im więcej rozumiemy, tym bardziej się dziwimy.

„SZCZYT”

Sprawowanie Eucharystii to najwięcej, co Kościół może tu, na ziemi, czynić. „Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie”, Tobie, Boże Ojcze… WSZELKA CZEŚĆ I CHWAŁA…” Msza święta to jedyny moment, w którym możemy tak odważnie powiedzieć i jednocześnie możemy być pewni, że nie są to słowa puste. Dlaczego? Przecież – jak często mówimy – wszystko skierować możemy ad maiorem Dei gloriom (ku większej chwale Bożej – św. Ignacy Loyola). Nie tylko modlitwę, ale także pracę i wypoczynek, słowo i uśmiech, łzę i ból głowy… W porządku. Niech mi jednak kto powie, że doskonale się modli, że pracuje z absolutnie pełnym oddaniem, że oto wszystko jest już w jego życiu Boże. Często w czasie pierwszej Komunii świętej dzieci śpiewają: „Wszystko Tobie oddać pragnę i dla Ciebie tylko żyć”. Tak naprawdę to nigdy z tej piosenki nie wyrastamy; stale pragniemy wszystko Bogu dać i ciągle widzimy, że jeszcze nie umiemy żyć tylko dla Niego. Być całym dla Ojca – to potrafi tylko Jezus. Jedynie Jego miłość i Jego ofiara są doskonałe i pełne. Właśnie dlatego Msza święta stanowi szczyt ludzkich możliwość – bo w niej Jezus raz na zawsze, w imieniu wszystkich, którzy byli, są i będą na tej ziemi, powiedział Bogu: „Kocham Cię”. Patrzcie, w jak luksusowej sytuacji jesteśmy: być na Mszy świętej to przyłączyć się do Jezusa w momencie jednania ludzkości z Bogiem. Tu naprawdę niebo jest najbliżej.

„ŹRODŁO”

Traftiości tego określenia nie trzeba tłumaczyć tym wszystkim, którzy we Mszy świętej uczestniczą częściej niż „w niedziele i święta nakazane”. Oni doskonale wiedzą, jak Eucharystia karmi, jakim jest – dosłownie – źródłem. Tym, którzy tego jeszcze nie odkryli, dedykuję pouczającą historię o tym, jak to „Łukasz z Kleofasem, obaj jednym czasem, szli do miasteczka Emaus – spotkał ci ich Pan Jezus”. Chodzi rzecz jasna o uchwycone po mistrzowsku przez św. Łukasza spotkanie Zmartwychwstałego z uczniami wędrującymi do małej miejscowości pod Jerozolimą. To bardzo pouczająca historia o tym, jak trudno rozpoznać Boga ocierającego się niemal o nas na naszych drogach. Uczniowie patrzą na Jezusa, słuchają Jego wykładu Pisma Świętego – ale Go nie poznają; aby Go poznali, potrzeba było, aby „wziął chleb, połamał go i dawał im”. „Łamanie chleba” (tak pierwsi chrześcijanie nazywali Mszę świętą) otwiera oczy na Boga. Aby „nauczyć się Jezusa”, trzeba z tym Jezusem siadać do stołu, trzeba więc przychodzić do źródła. Wtedy mamy szansę odkryć, jak kiedyś Kochanowski, że „wszędy pełno Ciebie”.

Nie dziwcie się, że Kościół zazdrośnie strzeże Eucharystii. Bo też Eucharystia zazdrośnie strzeże Kościoła. Jest jego bijącym sercem.

Artykuł pochodzi z Miesięcznika Różaniec – Czerwiec 1996

Wydawnictwo Sióstr Loretanek POLECA

Corpus Christi

Corpus Christi
bp Athanasius Schneider

Chrystus jest nie tylko „Bogiem z nami”. On jest Bogiem, który w małej konsekrowanej Hostii wydał się całkowicie w ręce ludzi, rezygnując z jakiejkolwiek ochrony. Jezus Eucharystyczny obecny w konsekrowanej Hostii jest rzeczywiście najuboższym i najbardziej bezbronnym w Kościele, i takim jest przede wszystkim podczas rozdawania Komunii świętej (...)

UDOSTĘPNIJ