Doświadczenie jest nie tylko początkiem poznania, ale jest poniekąd jego pełnią i szczytem, zasadą najdoskonalszego sprawdzenia prawdziwości tego wszystkiego, co nam powiedziano, o czym słyszeliśmy i czego dowiedzieliśmy się z różnych źródeł. Pielgrzymując do Fatimy, chciałem dotrzeć do źródła tego wszystkiego, co wydarzyło się w roku 1917, kiedy Matka Boża zstąpiła na ziemię, aby przekazać nam swoje matczyne przesłanie jako ratunek dla świata.

Gdy stanąłem w Fatimie, w tej wielkiej przestrzeni doliny Cova da kia, byłem pewien, że tu jest Bóg. W tej ciszy, której nawet dziesiątki tysięcy ludzi nie mogło zagłuszyć, przypomniał mi się fragment z Biblii opowiadający o spotkaniu proroka Eliasza z Panem. Bóg nie był w wichurze ani w trzęsieniu ziemi, ani w ogniu, był w ciszy łagodnego powiewu. Wielkie milczenie przed Bogiem było modlitwą. Modlitwą słuchania. Czułem, że ludzie, nawet odmawiając Różaniec, nade wszystko słuchają Boga.

W Fatimie jeszcze raz utwierdziłem się w przekonaniu, że dopełnieniem Miłości jest ofiara. Już podczas pierwszego spotkania 13 maja 1917 r. Dobra Pani – jak wspomina Łucja – zapytała dzieci: „Czy chcecie ofiarować się Bogu, alty znosić wszystkie cierpienia, jakie On wam ześle, jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi jest obrażany, i jako prośbę o nawrócenie grzeszników?” „Tak, chcemy” – pada dojrzała odpowiedź dzieci. „Będziecie więc musiały wiele cierpieć, ale łaska Boża będzie waszą siłą.” Nad ogromnym placem wznosi się bardzo wysoki krzyż. Pokazuje drogę, jaka prowadzi przez serce człowieka do Boga, który tak umiłował ludzi. Od tego krzyża rozpoczyna się ponad półkilometrowa droga ofiarnej miłości, którą pielgrzymi najczęściej przechodzą na kolanach. Widziałem, jak pewien żołnierz przemierzał tę odległość, czołgając się. Obok szła jego żona i ocierała mu pot z czoła. Gdy wstał, miał łzy w oczach, ale promieniał radością. Nałożył czerwony beret i krokiem żołnierskim odmaszerował. Za nim szła szczęśliwa żona. Na kolanach idą dzieci, młodzież, starsi, którzy często muszą odpoczywać. Nie jest to łatwa droga, ale bardzo człowiekowi potrzebna. Doświadczyłem tego. Niekiedy trzeba bardzo się pochylić, upaść na kolana, dotknąć twarzą ziemi, aby przekonać się, że miłość Boża jest jak światło słoneczne, które ożywia soki życiowe i sprawia, że człowiek, wstając z kolan, jest mocniejszy i lepiej potrafi służyć ludziom.

W różnych językach świata rozlega się wdanie: „Ave, Maryja”, „Raduj się, Maryjo”, „Bądź pozdrowiona, łaski pełna”. Ty jesteś naszą nadzieją, jesteś nam potrzebna jak promienie słońca, jak źródło na pustyni, zwłaszcza tej duchowej. Wśród nieprzeliczonych rzesz pielgrzymów Ona wędruje w znaku cudownej figury. Wśród kwiatów i Suwających białych gołębi jasna, zatroskana, obecna i wzywająca: „Odmawiajcie Różaniec”. Ludzie, wpatrując się w znak Dobrej Pani, najczęściej mają łzy w oczach. Niektórzy machają białą chusteczką i przesyłają pocałunki. Inni uśmiechają się, a każdy z największym skupieniem wpatruje się w twarz Matki. Prawdziwie Maryja jest wielkim znakiem, koniecznym na drodze ziemskiego pielgrzymowania, tym bardziej potrzebnym, że jest inny znak – Smok Wielki barwy ognia, który prowadzi nieprzejednaną walkę z Niewiastą i z tymi, „co strzegą przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa”.

Nasza narodowa pielgrzymka do Fatimy miała na celu przekazanie figury Pani Fatimskiej gospodarzom, to znaczy biskupowi z Leiria i kustoszowi sanktuarium. Dokonało się to wieczorem 12 października w Kaplicy Objawień. Obecny był kard. Józef Ratzinger, prefekt Kongregacji Wiary, delegat Ojca Świętego, byli biskupi z Rosji, Syberii i Kazachstanu. Nazajutrz, po uroczystej procesji i Mszy świętej, figura została powierzona pielgrzymom z Rosji. Jeszcze raz dokonał się cud. To, co jeszcze przed kilkoma laty uchodziło za absolutnie niemożliwe, stało się rzeczywistością. Co było pragnieniem Niepokalanej, spełniło się na naszych oczach. Zanim Pani Fatimska wyruszyła w daleką drogę na bezkresne tereny Rosji, Syberii i Kazachstanu, Siostra Łucja poprosiła, aby mogła zobaczyć cudowną figurę i pomodlić się przed nią.

Po Mszy świętej ks. Mirosław Drozdek, kustosz Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach, przy akompaniamencie kapeli góralskiej przekazał cudowną figurę za kraty klauzury zakonnej, w klasztorze Karmelitanek, gdzie mieszka Siostra Łucja. Co działo się w sercu tej, która rozmawiała z Matką Bożą, dziś osiemdziesięciodziewięcioletniej zakonnicy, wie tylko Bóg. Patrzyłem na jej promienną twarz, gdy obejmowała ramionami figurę. Siostra Łucja ma coś z dziecka, a zarazem szczęśliwego starca Symeona, który trzymając w swoich drżących dłoniach Chrystusa, Światłość narodów, śpiewał: „Moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów”. Na ten moment czekała tyle lat Biskupi z Rosji, przyjmując figurę niestrudzonej Pątniczki, ze łzami w oczach wypowiedzieli swoje najgłębsze przekonanie: „Wierzymy, że w Sercu Niepokalanym Maryi odsłoni się jeszcze raz dla wszystkich ludzi, którzy tyle wycierpieli na tej nieludzkiej ziemi, światło nadziei”.

Chociaż od tamtych przeżyć minęło tyle dni, wciąż widzę Jasną Panią. Fatima śni mi się po nocach. Jeszcze raz myślą i sercem biegnę tam, gdzie pielgrzymi śpiewają pieśń pożegnalną:

„Teraz żegnam się z Tobą, Wysłuchaj mnie, dobra Matko, Dozwól nam zwyciężać w walce! Do zobaczenia, Najświętsza Panienko”.

Pomyślałem, że na taką miłość można jedynie odpowiedzieć miłością, która słowa zamieni w czyn, która dojrzewa i przynosi owoc w każdym czasie.

Artykuł pochodzi z Miesięcznika Różaniec – Grudzień 1996

Wydawnictwo Sióstr Loretanek POLECA

Przy Niepokalanym Sercu Maryi

Przy Niepokalanym Sercu Maryi
o. Stanisław Przepierski OP

Wspomnienia o Jezusie, wyryte w duszy Maryi, towarzyszyły Jej w każdej okoliczności, sprawiając, że powracała myślą do różnych chwil swego życia obok Syna” – pisał św. Jan Paweł II. Gdy w pierwsze soboty miesiąca zaczniemy dotrzymywać towarzystwa Bożej Matce w rozważaniu tajemnic różańca, wejdziemy na drogę duchowości Jej Niepokalanego Serca.

Share.