Marysieńka Klepacka ma dziś dziewiętnaście lat Urodziła się w Londynie, ale wiele czasu spędza w Polsce. Wszędzie, gdzie przebywa, podejmuje działania, by ratować życie nie narodzonych dzieci. Jest założycielką ruchu „Młodzi za życiem”.

Jesteś znana jako działaczka organizacji obrony życia. Jak się to wszystko zaczęło?

Dobrze pamiętam chwilę, kiedy pierwszy raz sama poszłam pod gabinet ginekologiczny w Londynie. Stało się to po długim zastanowieniu. Przez dwa dni obserwowałam pewnego Amerykanina, który samotnie wystawał pod różnymi klinikami aborcyjnymi. Policja go trochę goniła; był bezdomny. Jego przykład zmusił mnie do zastanowienia się nad tym, dlaczego on to robi? Całą noc nie mogłam spać. To była bardzo trudna noc. A po niej pierwszy raz wyszłam pod gabinet ginekologiczny.

Po dziesięciu minutach naśladowania tamtego Amerykanina i wręczeniu kobiecie ulotki, jedno dziecko zostało uratowane!

To było pierwsze, ale z pewnością nie ostatnie dziecko. To, jak nazwałaś, „wystawanie” przed miejscami, gdzie zabija się dzieci, jest więc skuteczną formą obrony życia.

Byłam świadkiem wielu zdarzeń. Widziałam, jak mężczyzna odprowadzał swoją żonę do kliniki aborcyjnej i miał przy sobie małą córeczkę. Szedł z żoną i z małym dzieckiem, by drogie dziecko zabić! To straszne. Kiedy ten ojciec stanął przed wielkim obrazem Matki Bożej z Guadalupe, trzymanym przez mego tatę, usłyszał: „To jest twoja nadzieja”. Stał, zastanowił się i w końcu wrócił do kliniki, by wyciągnąć stamtąd swoją żonę. Wychodząc, podziękował: ,Dlatego, że tu byliście, moje dziecko będzie żyło. Uratowaliście je”.

Kiedyś jakaś para szła do kliniki. Podeszłam do nich i zdążyłam powiedzieć tylko dwa zdania, że chcielibyśmy im zaoferować jakąś pomoc, aby nie odbierali temu dziecku życia i żeby tam nie wchodzili, bo to jest miejsce śmierci, a nie leczenia. Oni jednak weszli. Ale wzięli ze sobą ulotkę, na której było napisane, że chcemy ofiarować pomoc. Po kilku minutach wychodzą i pytają, czy rzeczywiście jakaś pomoc jest możliwa. Okazało się, że byli studentami, którym zagrożono odebraniem stypendium.

Dziecko żyje?

To były bliźnięta. Rodzice bardzo cieszą się tymi dziećmi. Usłyszeliśmy: „Co by było, gdyby was tam zabrakło.”

Z tego, co mówisz, wynika jasno, że ci ludzie się wahają, podświadomie oczekują jakiegoś ratunku?

Tak, niekiedy wystarczy kilka słów, pomocna dłoń. Nawet jeśli czasami nie uratujemy tego dziecka, to nie wiadomo, czy nie ocalimy następnego, czy nie przypomną sobie, że byli tacy, którzy marźli przed kliniką z obrazem Matki Bożej. Nie wiadomo do końca, jakie są efekty naszego działania. Wiemy jednak, że warto i godzi się być na tych miejscach. Pamiętam świadectwo dziewczyny, która przypomniała sobie spotkanie z nami i dragi raz już nie zabiła dziecka.

Wiem, że odwołujecie się do sumienia nie tylko matek, ale i ojców. To oni często nakłaniają kobiety do aborcji. Przyprowadzają je do gabinetu. Jak ojcowie reagują na wasze słowa?

Nasze rozmowy z nimi są często skuteczne. Wtedy ojcowie wracają do klinik, aby wyciągać stamtąd swoje żony. One tam siedzą w lęku, a kiedy widzą wchodzącego męża, podrywają się, by razem stamtąd uciec! Czasami trzeba ostrzej powiedzieć:, Po co się zastanawiacie, przecież wasze dziecko za chwilę będzie zabite…” Za rękę trzeba ich chwycić i niemal siłą przyprowadzić do drzwi.

Raz był taki smutny przypadek. Po długim przekonywaniu ojciec dziecka wrócił do kliniki, ale już było za późno. Wyszedł zrozpaczony…

Prowadzicie kampanię informacyjną. Rozmawiacie, przekonujecie, rozdajecie ulotki. Czy wasza działalność ogranicza się tylko do tego?

To tylko jedna z wielu form. Wspomniałam już o moich rodzicach i obrazie Matki Bożej z Guadalupe. Nasza obecność przed gabinetami aborcyjnymi to przede wszystkim czuwania modlitewne. Modlimy się, gównie na różańcu, rozdajemy różańce. Znam historię j pewnej siostry zakonnej, która pierwszy raz wzięła ze sobą dużo różańców, aby rozdawać je pod kliniką. Denerwowała się. bo te różańce były strasznie poplątane, a wśród nich były dodatkowo małe figurki przedstawiające dzieci nie narodzone. Trzymała to wszystko w ręku. Powiedziała jakiejś pani, że da jej różaniec dla dzieci (bo poza tym, które chciała zabić, miała już czwórkę). Próbowała rozplątać różańce, a ta pani patrzyła na palce zakonnicy i przyglądała się wplątanym w różańce figurkom nie narodzonych dzieci. Kiedy dostała wreszcie cztery różańce, wzięła je, odwróciła się i poszła do domu. Od tej pory ta siostra zawsze nosi poplątane różańce…

Jak wygląda takie czuwanie przed kliniką?

Zjeżdżamy się nieraz z daleka i wcześnie rano zaczynamy modlitwę przed kliniką.

Oddziałujemy nie tylko na wchodzących do środka. Zatrzymują się przechodnie, rozmawiają. Często kobiety przyznają się do tego, że same zdecydowały się na aborcję, mężczyźni mówią, że ich żony dokonały ileś razy aborcji. Rozmawiamy. Jest to pewnego rodzaju poradnictwo chodnikowe. Nie siedzimy za biurkiem w poradni.

Poza tym w sposób pokojowy blokujemy wejście do klinik. Grozi to często aresztowaniem. Amerykanin, o którym już wspomniałam, był aresztowany osiemdziesiąt razy! Za co? Bo siada w drzwiach i blokuje wejście, bo siedzi tak długo, aż policja go stamtąd wyniesie. Jeżeli spadają na niego jakieś szykany, nie reaguje. Chce w ten sposób zbliżać się do dzieci nie narodzonych, w ich obronie chce być tak samo bezbronny jak one, bierze na siebie to, co spada na te niewinne dzieci – nienawiść. Taka jest nasza postawa solidarności z dziećmi.

Nasze czuwanie to stanie na ulicy z ludźmi, prowadzenie modlitw, zapraszanie przechodniów do wspólnej modlitwy. Wychodzi się do ludzi i często spotyka się z niewdzięcznością. Ale musimy być pokorni. To również za naszą własną niewierność, za nasze własne grzechy nie narodzone dzieci płacą swoją krwią. Więc się tam udajemy w duchu zadośćuczynienia za własne grzechy. Przez to stajemy się mniejsi, bardziej podobni do tych najmniejszych Chcemy być głosem tych, które jeszcze głosu nie mają.

Dobrze by było, gdyby księża, siostry zakonne angażowały się w takie działania…

Czynią to nawet biskupi i kardynałowie! Kardynał Nowego Jorku 0’Con- nor uczestniczy w takich czuwaniach Jeden z biskupów cały rok spędził w więzieniu za to, że siedział w drzwiach kliniki! Dowiedziałam się niedawno, że biskup diecezji w stanie Dakota przewodniczył takiemu czuwaniu, na którym zebrało się tysiąc osób! Ludzie ci czuwali przed ostatnim w tym stanie gabinetem aborcyjnym. Wszystkie inne przeniosły się już do innych regionów Ameryki!

A co to znaczy, że waszym wzorem jest Maryja?

W naszym mchu „Młodzi za życiem” opieramy swą pracę na maryjności i adoracji Najświętszego Sakramentu. Gdy rozważamy jedność Serc Jezusa i Maryi, widzimy, jak bardzo Serce Matki Bożej cierpiało wraz z Synem. Chcemy włączyć się w tę jedność, więc udajemy się na miejsca, gdzie Pan Jezus w dzisiejszym świecie najbardziej cierpi. Takimi miejscami są z pewnością gabinety aborcyjne. Jako młodzi chcemy naśladować najmłodszego Apostoła, św. Jana, którego Jezus zawierzył Maryi, a on wziął Ją do siebie.

Tu nie trzeba masówki. Potrzebna jest cisza, skupienie, modlitwa, różaniec. Wystarczy dwadzieścia, trzydzieści osób.

W Polsce jest jeszcze niewiele grup tak bardzo zaangażowanych w obronę życia. Dopiero coś się budzi, powstaje.

Myślę, że w Polsce byłoby więcej takich działań, gdyby liderzy ruchów obrony życia wskazywali na konieczność prowadzenia także tego rodzaju akcji. Osoby, które bezpośrednio stykają się z rzeczywistością aborcji, odraża ta „bezpieczna” strategia pisania listów czy artykułów. Listy są ważne, ale nie wystarczą. Te osoby wiedzą, że tu chodzi o konkretne dzieci, zabijane w konkretnych miejscach! Jako obrońcy życia mamy obowiązek wskazywać bezpośrednie formy działania, takie na przykład, jak czuwanie.

Dziękujemy serdecznie za rozmowę.

Rozmawiały: s. Stefania Korbuszewska i Ewa Sołowiej

Artykuł pochodzi z Miesięcznika Różaniec – Listopad 1996

Wydawnictwo Sióstr Loretanek POLECA

Świadek życia. prof. Bernard Nathanson w Polsce

Świadek życia
prof. Bernard Nathanso

Publikacja ta przyczyniła się do wielkiego dobra, pod wpływem lektury zostało uratowanych wiele ludzkich istnień. Dziękuję za wznowienie tej książki. Niech dalej działa! Niech świadczy o świętości każdego ludzkiego życia i niech pomoże Czytającym stać się obrońcami życia – głosicielami Ewangelii życia.

Share.

„Różaniec” jest miesięcznikiem formacyjnym. Znajdziesz w nim treści, które pomogą Ci wzrastać na drodze życia duchowego. Głównym rysem pisma jest maryjny wymiar duchowości katolickiej.