Po raz drugi spotykamy się z rodziną czytającą wieczorami Pismo Święte. Tym razem jesteśmy świadkami szukania odpowiedzi na trudne pytanie: „Jak to jest? Urodziła mnie mama, a stworzył mnie Pan Bóg…” (red.)
Rodzice Szymka i Weroniki nawet nie zdawali sobie sprawy, ze czytanie Biblii tak pochłonie ich dzieci. „Młody” wykazywał nawet większe zainteresowanie i dociekliwość niż Isia. Cały czas znajdował jakieś problemy. Na każdym kroku zasypywał rodziców pytaniami. Czasami nie wiedzieli, jak odpowiedzieć. Bywało, że tata nic wytrzymywał. Machał w końcu ręką i udawał, że nie ma już czasu na dyskusję.
Tak było tego dnia. Obydwaj mężczyźni wybrali się do babci, która mieszkała na wsi. To zaledwie pół godziny jazdy samochodem, ale wystarczyło, by Szymon zapędził tatę, jak mówią dorośli, w kozi róg. Ten „kozi tóg” to sytuacja, kiedy już nie wiadomo, jak się bronić, co powiedzieć, by udowodnić rację A tak naprawdę wszystko zaczęło się w przeddzień, gdy wieczorem mama czytała fragment Biblii mówiący o stworzeniu człowieka. W samochodzie było już tylko zakończenie serii pytań „Młodego”.
Kiedy mama tamtego wieczora skończyła czytać ,,Młody” zapytał najwyraźniej zdziwiony:
– To Pan Bóg ulepił człowieka z gliny?!
– Nie, to jest tylko taki obraz – odpowiedziała mama.
– Jak to „obraz”? Co to w ogóle znaczy, że „to tylko obraź”?
– Że to niekoniecznie tak było.
Na twarzach dzieci pojawiło się zdumienie. Przecież rodzice przed rozpoczęciem czytania Biblii mówili, że Pismo Święte jest księgą, w której zawarta jest prawda i tylko prawda. Jak więc było możliwe, żeby pojawiło się coś, co nie jest prawdą? Na szczęście mama kontynuowała swoją odpowiedź:
– Wiesz, Szymciu, bardzo mi się podobał twój rysunek, który zaniosłeś na wystawę do przedszkola. Pamiętasz, co na nim było?
– Pewnie że pamiętam. Tam byłaś ty w twojej pracy. To było na Dzień Kobiet i pani prosiły żeby narysować swoje mamy w pracy.
– No dobrze, ale przecież ty nie byłeś nigdy u mnie w pracy.
Szymon poczuł zakłopotanie. Chwilę zastanawiał się, aż w końcu spojrzał mamie prosto w oczy i powiedział:
– No, nie byłem, ale mi opowiadałaś, co tam robisz.
– Ale czy wiesz, że ja w mojej pracy nigdy nie chodzę w białym fartuchu? – marna Isi i Szymka była psychologiem i pracowała w poradni.
– Ale przecież jesteś jakby lekarzem, tak zawsze mówiłaś – patrzył pytająco na mamę. Nie wiedział, co to wszystko ma znaczyć.
– Chyba nie sądzisz, że was oszukiwałam? – mama się uśmiechnęła, a do Isi puściła oko – Jestem jakby lekarzem, to prawda, ale moje leczenie polega na rozmawianiu i nie muszę chodzić w białym fartuchu jak prawdziwi lekarze.
– A ja myślałem, że musisz.
– No właśnie, ty tak myślałeś i dlatego tak narysowałeś. A narysowałeś mnie w białym fartuchu, bo kiedyś powiedziałam ci, że „jakby lekarzom”. Zupełnie podobnie jest z tym lepieniem człowieka z gliny. Ten nieznany nam autor Księgi Rodzaju tak przedstawił stworzenie człowieka. To jest taki jego obrazek. On wiedział, że człowieka stworzył Ban Bóg i chciał o tym napisać. A ponieważ kiedy sam tworzył coś nowego, to albo rzeźbił, albo lepił z gliny, uznał, że najlepiej będzie, kiedy to wspaniałe dzieło stworzenia człowieka przedstawi w takiej właśnie formie.
– Gdyby pisał teraz, pewnie by napisał, że Pan Bóg wziął modelinę i z niej ulepił człowieka, co? – Szymon lubił w przedszkolu zajęcia z modeliną, i uznał, że to lepszy materiał niż glina.
– Ale stworzył tylko tego pierwszego, prawda? – zapytała do tej pory milcząca Isia.
– Nie, Pan Bóg stworzył i ciebie i Szynka, i tatę, i mnie…
– Jak to! – oburzył się Szymon – Przecież to ty mnie urodziłaś!
Głos Szymka drżał. Chłopiec bał się najgorszego. Bał się, że nagle usłyszy, iż mama, którą tak bardzo kocha, nie jest jego mamą. A jeśli nie jest mamą, to kim właściwie jest? Jego wątpliwości zostały jednak szybko rozwiane, choć, jak się okazało, tylko na ten wieczór. Mama wyjaśniła, czule tuląc do siebie swoje pociechy, że Pan Bóg stwarza każdego człowieka i nie przestał tego czynić. To On daje życie, ale w tym stwarzaniu posługuje się ludźmi. Rodzice mają ten przywilej, że przekazują życie dane przez Pana Boga.
– To jest tak – mówiła mama – żaden człowiek nie może stworzyć drugiego człowieka. Nie możecie teraz usiąść, ulepić jakiejś figurki i dać jej życia. Ta figurka będzie martwą, nie będzie oddychać, nie będzie myśleć, nie będzie kochać. Popatrzcie na całą kolekcję smerfów lepionych przez Szymcia – one nawet się nie ruszają. Tylko Pan Bóg może obdarować kogoś tak wielkim prezentem jak życie, a robi to tak, że angażuje do tego rodziców. Zanim pojawiłyście się na świecie, modliliśmy się z tatą, bo bardzo chcieliśmy was mieć. I wiecie, któregoś dnia poczułam, że pod moim sercem bije malutkie serduszko Weroniki. Nie wiedziałam jeszcze, że to Weronika, ale wiedziałam, że kogoś urodzę.
Mama sięgnęła ręką na półkę, wyciągnęła album i zaczęła pokazywać zdjęcia.
– A dlaczego jesteś na tych zdjęciach taka gruba? – Szymon pierwszy raz zauważył duży brzuch mamy.
– Bo właśnie tutaj nosiłam Weronikę, a potem i ciebie.
– Ojej! Jaka tyłam malutka!
Pokaż, pokaż! Szymon nie mógł się nadziwić. Szybko przewracał kartki w albumie, aż dotarł do swoich urodzin. Tutaj zatrzymał się. Patrzył i patrzył, aż mama zdecydowała, że na dzisiaj koniec i że czas na spanie.
Tata Weroniki i Szymka nie słyszał tej wieczornej rozmowy. Kiedy więc następnego dnia jechał z „Młodym” do babci, rozmowa zaczęła się jakby na nowo. Teraz tata próbował tłumaczyć Szymkowi zawiłe sprawy związane z tajemnicą życia. „Młody” nie mógł zrozumieć, jak to jest urodziła go mama i nawet widział na zdjęciach, że nosiła go w sobie, a teraz mówi mu, że ona tylko przekazała życie, które dał mu Pan Bóg. Jak to jest? Czyżby Pan Bóg najpierw ulepił go, a potem wkładał do brzucha mamy? Tata ciągle kręcił głową, mówił, że to nie tak, ale nie potrafił do końca rozwiać wątpliwości Na szczęście szybko dojechali do babci .„Młody” jak błyskawica wyskoczył z samochodu, bo chciał być pierwszy, i na jakiś czas zapomniał o swoich pytaniach.
Babcia była bardzo szczęśliwa. Szymon chyba całe pięć minut wisiał jej na szyi. Jak zwykle były same pyszności pieczone przez babcię, a zwłaszcza rogaliki z dżemem, za którymi obydwaj goście już się stęsknili. Wizyta u babci zawsze była długa, ale czas biegł tak szybko, że już trzeba było wracać. Szymonowi udało się jeszcze namówić tatę na spacer po lesie. Bardzo lubił drzewa, no i ten zapach, którego w mieście nie było.
– Ale tylko chwilkę – od razu zastrzegał tata, bo wiedział, że jak już pójdą, to przynajmniej godzina z głowy.
– Tak, tak, chociaż chwilkę. Spróbujemy poszukać pierwszych śladów wiosny – i już „Młody” pobiegł znaną sobie ścieżką. Tata dogonił go dopiero przy leśnym strumyku, który tam płynął. Szymon miał w ręku kij i dotykał nim dna strumyka.
– Znalazłeś?
– Ale co?
– Ślady wiosny.
– Nie. Jeszcze nie. Tato, skąd płynie ten strumyk?
– Ze źródełka. Tam, na górze, ma swój początek. Nie widziałeś?
– Kiedyś mi pokazywałeś, ale pokaż jeszcze raz.
– Górka nie była wysoka, ale Szymon udawał, że musi się na nią wdrapywać jak taternik. Podpierał się kijem.
– No, to jesteśmy na miejscu. Tutaj jest źródełko, z którego płynie strumyk.
Tata nagłe uświadomił sobie, że ma dobrą okazję, żeby rozwiać wątpliwości synka co do przekazywania życia.
– Szymciu, widzisz tę wodę, która wypływa?
– Oczywiście, że widzę.
– Pomyślałem sobie, że mamy wreszcie odpowiedź na twoje pytania. Przykucnij ze mną i popatrz na źródełko. Czy widzisz, skąd wypływa woda?
– Tak, z tej dziurki – wskazał kijem.
– A spróbuj zajrzeć do niej.
Szymon zrobił parę ruchów końcem kija. Drapał coraz głębiej, ale początku źródełka nie było widać. Wreszcie zniechęcił się.
– I co?
– Nie mogę się dokopać. Skąd ta woda płynie? – był zniecierpliwiony.
– Zupełnie tak samo jest z darem życia Widzisz, rodzice są jak to źródełko. Wydawało ci się, że już znalazłeś początek, a okazało się, że on jest gdzieś bardzo głęboko. I pewnie gdybyś kopał przez całą godzinę, nie dotarłbyś do początku, bo to źródełko zaczyna się jeszcze głębiej. Rodzice przekazują życie i możesz zobaczyć mamę, wdziałeś na zdjęciach, gdzie mama nosiła ciebie, zanim się urodziłeś, ale ten dar pochodzi od Boga. Oczyma można zobaczyć tylko tyle, co my tutaj. A prawda jest właśnie taka.
Dłuższą chwilę siedzieli przykucnięci w milczeniu. „Młody” patrzył to na źródełko, to na tatę. Była to trudna do pojęcia odpowiedź, ale właśnie na nią czekał.
Artykuł pochodzi z Miesięcznika Różaniec – Marzec 1997
Wydawnictwo Sióstr Loretanek POLECA
Savoir-vivre dla dzieci Poradnik o dobrym wychowaniu
ks. Janusz Stańczuk
W książce „Savoir-vivre dla dzieci Poradnik o dobrym wychowaniu” znajdziecie odpowiedź na setki różnych pytań. A ponadto zastanowimy się wspólnie, co to znaczy: człowiek dobrze wychowany? Można go łatwo rozpoznać, nawet jeżeli nie jest ubrany w elegancki smoking i cylinder na głowie.