Dlaczego Panu Bogu nie podobała się wieża Babel? – na to pytanie próbują dziś odpowiedzieć bohaterowie naszych spotkań: Weronika i Szymon wraz ze swoimi rodzicami. Wcale nie chodziło o wysokość wieży. Dzisiejsze opowiadanie pokazuje też, skąd się biorą nieporozumienia między nami. Czy mamy czas i miejsce dla Pana Boga w naszym codziennym życiu?
– Jak wysoki jest największy budynek świata?! – Isia zaatakowała tatę u samych drzwi. Tata aż struchlał. Nie był przygotowany na takie powitanie. Weronika w swoją wypowiedź włożyła całą energię, a miała jej sporo. To pytanie wykrzyczała mu właściwie prosto w ucho.
– A ty co? – tata jeszcze dochodził do siebie, a Isia ciągnęła dalej.
– Powiedz mi, proszę, czy są domy większe od bloku wujka Tomka?
– Oczywiście, że są. Blok wujka Tomka ma tylko dziesięć pięter.
– Ładne „tylko” – Isia zawsze przypomina sobie, gdy mowa o bloku wujka Tomka, przymusowy spacer na dziewiąte piętro. Zepsuła się winda i wszyscy musieli wdrapywać się na górę schodami. To było straszne, a tata mówi jej, że to jest „tylko dziesięć pięter”.
– Pozwól mi się przebrać, zjeść obiad i zajmiemy się twoją sprawą. Dobrze?
Weronika kiwnęła głową na znak zgody. Usiadła przy kuchennym stole i przyglądała się, jak tata odgrzewał sobie obiad Mamy nie było w domu. Zabrała Szymka i poszła do znajomych z jakąś ważną sprawą. Gdy tylko tata zjadł, zabrał Isię do dużego pokoju i wyciągnął z półki książkę.
– Tutaj znajdziemy odpowiedź – przeglądali stronę za stroną. W tej książce były same budowle. Najróżniejsze. Były piramidy, kościoły, akwedukty… dosłownie wszystkie możliwe rzeczy do zbudowania. Tata znalazł wreszcie strony o amerykańskich drapaczach chmur.
– To chyba będzie najwyższy dom – powiedział i zaczął uważnie czytać.
– Który jest tym największym? – Isia przyglądała się kolorowym zdjęciom.
– Ten – tata pokazał palcem potężny wieżowiec z Chicago.
– Ile ma pięter?
– Jest napisane, że ma sto dziesięć pięter, czterysta czterdzieści trzy metry wysokości, a z anteną telewizyjną pięćset dwadzieścia metrów. Ma aż szesnaście tysięcy okien!
– Ile?
– Szesnaście tysięcy.
– Sporo – skwitowała Isia. Metry nie zrobiły na niej wrażenia, ale piętra, owszem. Ciekawe, jak długo trzeba by wchodzić po schodach, gdyby tak wujek Tomek przeprowadził się tam i zamieszkał na sto dziewiątym piętrze? – zastanawiała się. A ciekawe, ile czasu zajęłoby mamie mycie okien? A tacie malowanie? Aż uśmiechnęła się sama do siebie. Podziękowała tacie za pomoc i poszła do swojego pokoju. Gdy tylko Szymon wrócił z mamą do domu, podzieliła się z nim zdobytymi informacjami. „Młody” koniecznie chciał się dowiedzieć, ile to kroków te pięćset metrów. Od jakiegoś czasu wszystko przeliczał na kroki: drogę do przedszkola, drogę do kościoła, drogę do Adama… Z początku miał kłopoty – umiał Uczyć tylko do stu – ale teraz doskonale dawał sobie radę nawet z tysiącami. Nie umiał jednak zamieniać metrów na kroki, pobiegł więc do taty.
Rodzice nie byli zadowoleni, że im przeszkadza. Przyciszonym głosem bardzo poważnie o czymś rozmawiali.
– Co tak uwzięliście się na te wysokości? – zapytał tata.
– To ważne. Tato, przelicz, ile to kroków – błagał.
– Powiedzmy, że tysiąc.
– Ojej! To tyle, co do Adasia i z powrotem – był zdumiony.
– Mniej więcej.
– To strasznie wysoko! Tato, a czy dawniej też były takie wielkie domy?
– No coś ty.
– Nie było?
– Nie było, bo przecież nie było takich maszyn, takich materiałów budowlanych…
– A wieża Babel? Nie była tak wysoka?
– Na pewno nie.
– A to ciekawe – Szymon już nic nie rozumiał.
– W takim razie dlaczego Pan Bóg teraz nie niszczy wysokich budowli? – Weronika też zmarszczyła brwi.
– Nie rozumiem – tata nie wiedział, o co tak naprawdę chodzi. Dzieci po przeczytaniu historii z wieżą Babel doszły do wniosku, że Panu Bogu nie podobają się wysokie budowle sięgające nieba. A teraz co? Okazało się, że w porównaniu z dzisiejszymi drapaczami chmur ta wieża była maleńka. O co więc chodziło w tej historii?
Tata podrapał się po głowie. Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Nie wiedział, jak to wszystko można wytłumaczyć. Poza tym chciał dokończyć rozmowę z mamą.
– Wiecie co? Przynieście Biblię i spróbujemy się zastanowić razem.
– Przeczytali fragment o wieży, tata chwilę pomyślał.
– Tutaj nie chodzi o wysokość, ale o to dlaczego ci ludzie budowali wieżę, jaki mieli cel, co chcieli osiągnąć.
– To proste – skwitowała Isia – chcieli wejść do nieba.
– No właśnie – przytaknął tata. – Myśleli że jak zbudują wieżę, to będą tacy jak Pan Bóg i będą mogli na wszystko patrzeć z góry.
– Ale przecież patrzenie z góry nie jest złe, sam opowiadałeś, jak fajnie jest usiąść sobie na szczycie i podziwiać wszystko – Isia nie dawała za wygraną.
– Im nie chodziło o podziwianie świata i o widoki. Chcieli być samowystarczalni. To tak, jakby powiedzieli Panu Bogu, że już nie jest im do niczego potrzebny, że już poradzą sobie sami. Będą mieli wieżę i już nie pobłądzą.
– To dobrze, że nie chcieli się zgubić – znowu wtrąciła Weronika. Najwyraźniej nie była zadowoloną że ich rozwiązanie zagadki z wieżą nie jest dobre.
– Dobrze, ale powiedzcie sami, o czym trzeba pamiętać, żeby się nie zgubić? Żeby trzymać się razem w zgodzie i miłości? Co jest najważniejsze również dla naszej rodziny?
– Modlitwa! – to dzieci wiedziały doskonale.
– Właśnie, czyli Pan Bóg i Jego łaska. Ci od wieży myśleli inaczej.
– Że sami zbudują wieżę i wszystko będzie w porządku. Że już się nigdy nie rozłączą i będą jak sam Pan Bóg – Szymon już zrozumiał, o co chodzi.
– Tak, dokładnie tak. I to nie było dobre. Co więcej, ludzie wpadli w pułapkę, którą sami zastawili. Jak już zabrakło miejsca dla Pana Boga pomieszały im się języki, nie mogli się ze sobą dogadać – wyjaśnił tata.
– Czy to chodzi o kłótnie? – zapytała niepewnie Isia.
– Tak, o kłótnie – przytaknął tata – o to, że jeden drugiego już me rozumiał.
Nastała chwila ciszy, po której tata poprosił, żeby dzieci zostawiły ich samych. W ciągu tej rozmowy mama siedziała smutna i nie uczestniczyła w dyskusji. Najwyraźniej miała jakiś problem.
Dzieci wyszły z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
– Co się stało mamie? – zapytała Isia.
– Gdzie wy w ogóle byliście?
– Byliśmy u Bartka.
– I coś się siało?
– Nie wiem, bawiliśmy się w pokoju a mamy rozmawiały w kuchni. Nie wiem co się stało.
– Może pójdę pod drzwi i czegoś się dowiem – Weronikę kusiło, zęby podsłuchać rozmowę.
– Wiesz, że tak nie wolno.
– Wiem, przecież żartowałam.
– Powiem ci coś. tylko trzymaj to w tajemnicy.
– Słowo. Nie puszczę pary z ust Możesz mi zaufać.
– Bartek powiedział mi, że jego rodzice się rozmodzą.
– Co robią?
– Rozmodzą się.
– Jak już to chyba rozwodzą – poprawiła Isia.
– Tak powiedział. A co to w ogóle znaczy? – Szymon me rozumiał ani pierwszego, ani drogiego słowa.
– Że nie będą już razem Że się pokłócili i chcą mieszkać osobno. To bardzo niedobrze. Pomieszały im się języki.
– Ale dlaczego? – zastanawiał się Szymon.
– To ty nic nie rozumiesz? Już zapominałeś jak było z wieżą Babel?
– Nie, nie zapomniałem, ale co ma wieża Babel do rodziców Bartka?
– Jak ma do wszystkich, to również do nich. I do nas też. Wiesz co? Od dzisiaj do naszej codziennej modlitwy będziemy dodawali prośbę za naszą rodzinę. Dobrze? Będziemy się modlić, żeby u nas nie nastąpiło pomieszanie języków, żebyśmy się rozumieli.
Szymon tylko kiwał głową. Nie chciał być w skórze Banka.
– To dobrze, że u nas nie brakuje miejsca dla Pana Boga! I mam nadzieję, że go nigdy nie zabraknie – podsumował.
Artykuł pochodzi z Miesięcznika Różaniec – Wakacje 1997 r.
Wydawnictwo Sióstr Loretanek POLECA
Mała Dziewczynka Miriam
Agnieszka Przybylska
To jest książeczka o dziewczynce, która urodziła się ponad dwa tysiące lat temu, a którą Pan Bóg wybrał na najważniejszą kobietę, czy – jak dawniej mawiano – niewiastę, na świecie. Bóg nawet posłał do Niej swego Wysłańca, by Jej zwiastował, że zostanie Mamą Syna Bożego, o czym opowiada Pismo Święte. Wielu ludzi dziś nazywa Ją imieniem Maryja, ale wtedy mówiono o Niej Miriam i tak będziemy o Niej mówić w tej książeczce.