Dom stoi przy cichej uliczce podwarszawskiej miejscowości. Wtulona w bzy biała kapliczka Matki Boskiej, oświetlona w nocy, gromadzi na modlitwie mieszkańców domu: rodziców i ich pięcioro dzieci. Niespotykany widok pod Warszawą.

Może dlatego dzieje się tak, że pochodzący ze wsi rodzice właścicieli tego domu zaszczepili dzieciom tę niezłomną religijność, która nie zna żadnych wymówek, wykrętów, jest wierna i pełna ufności? Może dlatego, że ten dom, w którym jest dużo światła, kwiatów, przestrzeni, jest domem prawdziwie szczęśliwym? I stąd potrzeba podziękowania Panu Bogu?

Pan domu, Roman Struś, ma tutaj swój warsztat sitodrukowy (jego początki sięgają stanu wojennego, kiedy był dobrze zakonspirowaną tajną drukarnią). Pani domu – Aleksandra Struś – uczy religii w pobliskiej szkole.

Uchodzą za szczęśliwych i są szczęśliwi. Zapracowani, zaganiani jak tylko mogą być rodzice pięciorga dzieci, wśród których nie ma słodkich beniaminków, tylko akcentujące swoją odmienność indywidualności.

Oboje są inżynierami, on – informatykiem, ona – chemikiem. Obdarzeni uporem, ciepłem, temperamentem i wielką energią. Niespodziewanie dla siebie, na przekór wykształceniu, stali się kilka lat temu założycielami katolickiej Ligi Małżeństwo Małżeństwu, w ramach której propagują naturalne metody planowania poczęć.

– W pierwszym roku pracy założyliśmy sobie, że znajdziemy kolejne pary małżeńskie, pary nauczycieli metod naturalnych —mówią. — W następnym wydaliśmy książkę na ten temat, a z chwilą ukazania się encykliki „Evangelium vitae” weszliśmy z naszym radiowym kursem do Radia Józef. Ojciec Święty nas inspiruje.

Ta intensywnie pracująca i modląca się rodzina, otwarta na ludzi, ale i wiele od nich wymagająca, zapobiegliwa i przebojowa zarazem, żeby dojść do dzisiejszych nazwijmy to, publicznych sukcesów, przeżyła swoją niezwykłą sagę. Wszystko zaczęło się nieoczekiwanie, gdy ksiądz Kazimierz Kurek, ojciec chrzestny ich najstarszego dziecka i przyjaciel z czasów studiów, dziś Krajowy Duszpasterz Rodzin, poprosił, żeby przenocowali pewnego Amerykanina. Amerykanin pojawił się w Warszawie w sprawie pertraktacji o wznowienie książki na temat naturalnego planowania rodziny. Wieczorna rozmowa była trudna, z uwagi na barierę językową, ale fascynującą bowiem Aleksandrą świeża absolwentka kursu naturalnego planowania rodziny, ukończonego w ramach angielskiego programu Birmingham, czuła się ekspertem.

To także było z inspiracji ks. Kurką którego ideą przewodnią było „wpuszczenie” tej mało spopularyzowanej w Polsce wiedzy także w inne kręgi (po medycznych), w środowisku katolików świeckich.

Okazało się, że w Stanach Zjednoczonych nauczycielami tych metod są małżeństwa. Kippley i jego żona znaleźli w „Humanae vitae” fragment, w którym wyraźnie stwierdza się, że ów sposób przynosi najlepsze owoce, gdy małżeństwo, które ma jakąś wiedzę, dzieli się nią z innymi małżeństwami. Kippley, teolog, który ukończył również wydział zarządzania i przedsiębiorczości, opracował swój program, gdy podniosła się fala krytyki słynnej encykliki Pawła VI ze strony antykoncepcyjnego lobby. Był to pierwszy w świecie program tego typu zawierający jasną wykładnię stanowiska Kościoła katolickiego i powołujący się na myśl chrześcijańską. Wszystko to wydarzyło się w stanie Cincinnatti, mającym opinię stanu najbardziej konserwatywnego w Ameryce. „Kiedy zatrąbią na koniec świata przeniosę się do Cincinnatti, bo tam jest wszystko sto lat później…” – mawiał Mark Twain. The Couple-to- Couple-League jest największą organizacją amerykańską pracującą w tej dziedzinie.

Amerykanin zostawił w domu państwa Strasów cztery testy do wypełnienia – ich prawidłowe rozwiązanie zapewnia prawa nauczyciela metod naturalnych – a ksiądz Kurek zafundował bilet do Stanów. Roman miał zawieźć testy, które Aleksandra po nocach rozwiązywała.

Tytuł książki Kippley’ów jest bardzo dobry „Sztuka naturalnego planowania rodziny” – mówi Roman. – Tak, sztuką jest rozpoznać płodność. Tu często potrzebne jest coś innego niż tylko zwykły algorytm. Mnie, inżynierowi, musiało się to układać w jasny wzór. Nie widziałem miejsca dla intuicji, która jest tu ogromnie ważna.

W Ameryce Roman sam zaczął rozwiązywać testy. Ich założeniem było sprawdzenie – na dziesięciu przypadkowo dobranych kartach obserwacji cyklu kobiety – czy prawidłowo określony jest moment, gdy poczęcie dziecka jest bardzo mało prawdopodobne, wręcz graniczące z niemożliwością, a kiedy jest najbardziej prawdopodobne. Jeden dzień błędu dyskwalifikuje kandydata na nauczyciela.

Po powrocie Romana ze Stanów oboje z Aleksandrą zaangażowali się jako nauczyciele profesjonaliści, w propagowanie metod naturalnych i dziś Polska jest drugą „potęgą”, zaraz po Stanach, w Lidze „Małżeństwo Małżeństwu”.

– Jeżeli popatrzymy na małżeństwo trochę szerzej niż tylko w kontekście antykoncepcji lub jej braku – mówi Aleksandra – kiedy uświadomimy sobie, że jest to sposób na uświęcenie jednego człowieka poprzez drugiego, na wspólne pomaganie sobie, podpieranie się, żeby do nieba było bliżej – to nasz wybór staje się jasny. Płciowość jest darem Pana Boga, który ma pomagać we wzrastaniu w miłości, w tym umacnianiu się wzajemnym. Posiedliśmy wspólnie ważną wiedzę. Jeśli dziś potrafimy przekazywać tę wiedzę innym, to przede wszystkim czynimy to z wdzięczności, że została nam dana.

– Nie aprobujemy antykoncepcji w żadnej postaci – dodaje Roman 89 uważamy ją za zło moralne, działanie przeciwko dziecku, działanie niszczące życie, niemniej nie stawiamy walki z antykoncepcją na pierwszym miejscu w naszej działalności. Bo z punktu widzenia powszechności nie jest ona głównym zagrożeniem. Istnieje bowiem w Polsce wielka grupa ludzi, którzy niczego nie stosują, a żyją w nieustannym lęku, no i jest spora grupa małżeństw, która z lęku, żeby być w porządku wobec Pana Boga – nie współżyje ze sobą. Wszystkie te działania są przeciwko rodzinie.

– Cykl organizmu to jest konkretna wiedza, której zdobycie nie jest proste, bo nie wystarczy wysłuchać pogadanki, trzeba to przećwiczyć, ugruntować – mówi Aleksandra.

– Tutaj chodzi jeszcze o jedno – uzupełnia Roman – żeby ludzie nie traktowali nauczania Kościoła, jak nauk uczonych mężów z Ewangelii Janowej, którzy nakładają trudne do udźwignięcia brzemiona na barki innych, a sami nawet palcem nie kiwną, żeby pomóc. Rzeczywiście, Kościół zaleca pewne ograniczenia, ale one płyną z uznania godności człowieka. Z drugiej strony nauka Kościoła daje konkretne narzędzia do poradzenia sobie z tymi ograniczeniami. O tym trzeba ludziom mówić.

Oprócz prowadzenia kursów naturalnych metod planowania rodziny Aleksandra i Roman Strusowie, dość często spotykają się z młodzieżą ze szkół i młodzieżą „wychowaną” na tak złej broszurce, jak np. „Seks? Ojej, co to jest?” Mówi się w niej młodym ludziom, dzieciom właściwie, wprost i dobitnie: Słuchaj, jeśli nie masz ochoty robić tego z dziewczyną, rób to z chłopakiem; ciąża jest tam potraktowana jako choroba weneryczna przenoszona drogą płciową, możliwa do wyleczenia przez opróżnienie zawartości macicy (tu pojawia się stosowny rysunek ilustrujący „metodę próżniową” zabijania nienarodzonego dziecka, przedstawiający odkurzacz).

– Mówimy młodzieży o funkcjonowaniu ich organizmu i o godności człowieka jako przyszłej matki i przyszłego ojca Najpierw często są śmichy-chichy, potem błaganie, żeby zostać z nimi jeszcze godzinę. Tej młodzieży nie tylko nie informowano, ale nikt nigdy nie mówił im o miłości – twierdzi Aleksandra.

Dziwna sprawa, ale w Polsce oddziaływanie propagandy zwanej eufemistycznie edukacją seksualną jest nieporównanie mniej skuteczne niż na Zachodzie. To, co szło tam zgodnie z wytycznymi, jak po sznurku, u nas trafia w próżnię. Dziwny, krnąbrny naród. Roman wrócił niedawno z międzynarodowego Kongresu w Stuttgarcie. Był to Zjazd Rodzin Katolickich, na którym okazało się, że „rodziny katolickie” mają podstawowe problemy z uzgodnieniem definicji rodziny.

Państwo Strusowie uważają, że młodzież w Polsce jest nie tyle zdemoralizowana, co nie wychowana. Na ten moment, kiedy człowiek nie jest już dzieckiem, a nie jest jeszcze dorosłym, przypada zmasowane uderzenie filmu, prasy i „edukatorów seksualnych”. Taki człowiek nie ma jeszcze obowiązków, a tu hormony dają o sobie znać. Nikt nie każe mu brać odpowiedzialności za cokolwiek. Ktoś poszedł po „rozum” do głowy i stwierdził, że na tych ludziach można dobrze zarobić. Dostarczając hard rock, antykoncepcję, pornografię i narkotyki.

Na Dzień Kobiet Aleksandra usłyszała w klasie, gdzie uczy religii:

– Proszę pani! Chłopcy nas dziś nie potraktowali jak kobiety!

– A co to znaczy być kobietą? – zapytała. I cała lekcja potoczyła się gładko.

– To nieprawda, że nad nimi trzeba pracować Bóg wie, ile lat, żeby ich nawrócić na drogę cnoty – mówi Roman.

– Trzeba tylko odpowiedzieć na ich gwałtowne pytania: Jak żyć? Dać im wiedzę i pewność, że są stworzeni do czegoś więcej niż do rozrywek i do zaspokajania swoich instynktów.

Dwudziestopięciolecie encykliki „Humanae vitae” Aleksandra i Roman postanowili uczcić znalezieniem w każdej diecezji po jednej przynajmniej parze nauczycieli metod naturalnych. Wysłali 49 listów do księży biskupów ordynariuszy, z prośbą, by (poprzez lokalnych duszpasterzy rodzin) skierowali odpowiednich kandydatów, których oni wykształcą i wyposażą w materiały. Efektem było siedem małżeństw-nauczycieli. Dziś jest w całej Polsce czternaście takich par. Są nauczycielami, lekarzami, handlowcami, bibliotekarzami. Jest wśród nich położna, rolnik, technik, są studenci. Niesamowity wysiłek i upór mieszkańców domku z kapliczką, wysiłek, który Roman nazywa „oraniem morza” przyniósł jednak efekt.

Ojciec Romana przyszedł niedawno do nich i zobaczył, że „dzieci znów wyjechały prowadzić kurs; z goryczą powiedział do wnuków: „Nie ma ich znowu. Coś za dużo ich w domu nie ma”. A najstarszy syn, Maciek, na to:

– Dziadziu, ale robota w warsztacie jest A nie było jej przedtem. Oni wyjeżdżają, a zamówień przybywa.

Odczytują to jako znak. Pan Bóg nad wszystkim czuwa, widać ta ich działalność jest potrzebna.

Trudno wyjść z domu państwa Strusów. Każdy z jego siedmiu mieszkańców jest tak bardzo na swoim miejscu. Mimo dziejących się wielu spraw, brak tu jakiejkolwiek nerwowości. Gdzie tkwi tajemnica uroku tego spokojnego domu?

– Może w tym, że my siebie nie okłamujemy. – mówią Aleksandra i Roman.

– Powiedzieliśmy dzieciom: „Pamiętajcie, cokolwiek zrobicie, wiedzcie, że was kochamy. Może nam być trudno, możemy wam nawymyślać, bo człowiek jest tylko człowiekiem, czasami nie wytrzyma emocjonalnie, ale zawsze z wami będziemy. Cokolwiek byście zrobili”. Trzeba być w życiu prawdziwym, żeby dojść do prawdy. Jeżeli pojawia się jakieś zakłamanie, choćby to ukryte, tkwiące w antykoncepcji, to ono ciągnie za sobą następne. I człowiek się wikła.

Czy dzieci nie czują się inne wśród m rówieśników? Tak, bywają momenty, gdy jest im źle. Agnieszka ciężko przeżywała okres, gdy w jej klasie organizowano tzw. osiemnastki – urodzinowe przyjęcia Nie zapraszano jej. Wiadomo dlaczego, choć ona sama się nie domyślała Wreszcie została na taką imprezę zaproszona. Rodzice poszli na imieniny i o północy mieli ją zabrać. Okazało się, że już jej tam nie było, kazała się odwieźć do domu. Rodzice jej koleżanki wynajęli duży dom, w którym było pod dostatkiem materacy, wina, piwa itp. Po dwóch godzinach okazało się, że dalej się tam być nie dało.

Kiedy indziej dyrektor liceum, do którego chodziło dwoje najstarszych, zarządził, by pani biolog przedstawiła dzieciom dostępną im antykoncepcję. Maciek zapytał, czy słuchanie tego to obowiązek. Kiedy okazało się, że nie – wyszedł z klasy. Natomiast Agnieszka podjęła dyskusję z nauczycielką. Mówiła o metodach naturalnych i o skutkach współżycia przed ślubem.

Roman natychmiast po relacji dzieci pojechał do dyrektora i powiedział, że zabiera dzieci ze szkoły.

– Podyskutowaliśmy sobie – mówi Roman – i na tym się skończyła edukatorska działalność pana dyrektora. Z dobrej woli zresztą chciał to zrobić – trzy uczennice były w ciąży.

Nawiasem mówiąc – dodaje Aleksandra — zawsze mówimy młodzieży: „Niczego ci Kościół nie zakazuje. On ci tylko pokazuje drogę”. I to jest pierwszy moment, gdy tracą swoją agresywność i zaczynają słuchać.

A tajemnica ich szczęścia? Szczęścia, które budzi niekiedy aż zazdrość i niedowierzanie postronnych?

– Pamiętam w moim życiu taki moment – mówi Aleksandra – kiedy do mnie dotarło, że dzieci nie są moje. Ze one należą do Pana Boga i ja je otrzymałam jak perły, które mam bronić przed zarysowaniami, dbając jednocześnie, by były samodzielne. Każde z nich jest inne. Nie mamy prawa kształtować ich według własnych upodobań. Do swej roli trzeba dojrzeć. Nikt nas nie uczył, na czym polega wychowanie dzieci. Wymodliliśmy tę wiedzę…

Artykuł pochodzi z Miesięcznika Różaniec – Luty 1996

Wydawnictwo Sióstr Loretanek POLECA

Kościół Rodzina Media

Kościół Rodzina Media
ks. Mariusz Wedziuk

Książka ks. Mariusza Wedziuka ukazuje obiektywny charakter małżeństwa i rodziny zawarty w Objawieniu i doktrynie Kościoła. […] Wyróżnia prorodzinne postawy tygodników katolickich w zestawieniu z publikacjami pism kobiecych, tabloidów czy organów opiniotwórczych środowisk liberalnych, promujących system wartości nurtów postmodernistycznych. […] Obrazuje przy tym konfrontacyjny charakter stanowiska Kościoła w odniesieniu do opcji dyktowanych poprawnością polityczną lub grą interesów środowisk odrzucających tradycyjny obraz małżeństwa i rodziny w cywilizacji Zachodu.

UDOSTĘPNIJ