Rozmowa z Janem Budziaszkiem urodzonym w 1945 r. w Krakowie, żonaty, dwoje dzieci. Znany perkusista w środowisku jazzowo-estradowym. Od 1965 r. związany z zespołem „Skaldowie”. W 1984 r. odbywa pielgrzymkę na Jasną Górę, przeżywa nawrócenie. Zmianie ulega całe jego życie. W cieszącej się dużą popularnością książce Dzienniczek perkusisty pisze o sobie: „Historia mojego nawrócenia rozpoczęła się na przełomie marca i kwietnia 1945 roku, kiedy miałem w łonie matki około miesiąca. Po aresztowaniu ojca przez UB matka moja została bez środków do żyda. Znajomi, a także krewni doradzili jej, aby usunęła dziecko, ponieważ nawet mojemu bratu Adamowi, który miał wtedy pięć lat, nie miała co dać jeść. Mama wzięła różaniec do ręki i… Wielka była radość na ulicy Bonarka 5 w Krakowie, kiedy 21 listopada 1945 r., w święto Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny 5,5 kilogramowe stworzenie ujrzało świat.”
Jesteś znany nie tylko jako perkusista zespołu Skaldowie, ale jako człowiek, który zamienił, jak sam piszesz w swojej książce: „alkohol i marihuanę na tabernakulum i różaniec”.
Kiedyś przed laty o. Klimuszko powiedział, że nie ucieknę przed Panem Bogiem, bo przed moim narodzeniem Matka „położyła mi pieczątkę na czole” i żeby nie wiem co, to przed Nim nie ucieknę. Tę wieść usłyszałem na początku lat siedemdziesiątych. Trochę mnie rozśmieszyła, ponieważ poszedłem do ojca Klimuszki w zupełnie innej sprawie. To zdarzenie pozwoliło mi jednak zrozumieć prawdę, że nie ma modlitwy na świecie, która nie zostałaby wysłuchana. Mama jeszcze przed moim narodzeniem chwyciła za różaniec i nie wypuszcza go z rąk do dzisiejszego dnia.
Nigdy nie powiedziałem sobie: Panie Janeczku, do wczoraj to było tak, a od dzisiaj to już zupełnie inaczej. W tym moim domowym klubie, gdzie teraz rozmawiamy, przewijała się cała świta artystów polskich, tu były poruszane inne sprawy, inne tematy.
Obecnie coraz bardziej potrzebujemy świadków, ludzi potwierdzających własnym życiem naukę Chrystusa. Z drugiej strony, czy nie jest dziwne, że w katolickim kraju, jakim jest Polska, kogoś, kto zawierza swoje życie Bogu, uważa się za postać niezwykłą? Właściwie gdy spojrzymy na całą naszą historię, to poczynając od ślubów Jana Kazimierza we Lwowie, po wybór Karola Wojtyły na stolicę Piotrową, wszystko było wielkim zawierzeniem Bogu i Maryi. W tym momencie warto zastanowić się, w jakim miejscu myśmy się znaleźli.
Rozumiem cię, jednak ja na całą rzeczywistość patrzę z innej perspektywy. Po prostu nie zapominam o tym, co Maryja powiedziała w 1917 r. w Fatimie. Oznajmiła Ona przecież, że Jej Niepokalane Serce zwycięży, i to bez względu na to, czy my tego chcemy, czy nie. Bo po prostu taki jest plan Boży. Kiedy piszę swoje codzienne notatki, to zauważam, że trzech czwartych z mojego dnia, z rzeczy najlepszych, żadne nie jest wymyślone przeze mnie. To sytuacje i ludzie zastają mnie. To nie jest tak, że raz coś mi się przydarzyło. To wciąż trwa. Nie tworzę fabuły jak niektórzy, którzy piszą książki. Codziennie wkraczam w sytuacje, które potwierdzają prawdę, że bez względu na to, czy chcemy czy nie, Niepokalane Serce Maryi zwycięży. Taki jest Boży plan, a już od nas zależy, jak bardzo nacierpimy się żyjąc z daleka od Maryi i jej Syna.
Chociażby moja przygoda ze św. Maksymilianem Kolbe. Mając czterdzieści sześć lat odkryłem, że od urodzenia należę do Rycerstwa Niepokalanej, a moja legitymacja wystawiona po wojnie, została podpisana przed wojną przez samego św. Maksymiliana. Tak więc wiele rzeczy dzieje się poza nami, a nawet wbrew nam. Pewnie, że jesteśmy wolni i potrzebne jest nasze „tak”. Gdyby jednak ktoś wcześniej powiedział mi: pójdziesz za Jezusem i że to, czy tamto ciebie spotka, to jako człowiek w ogóle bym się na to nie zgodził.
Czym wytłumaczysz takie zmiany w swoim życiu?
To łaska i nie ma tu broń Boże mojej zasługi. I jak już powiedziałem, nie ma na świecie modlitwy, która nie zostałaby wysłuchana. To wielka łaska, że mogę mówić publicznie o wszystkim, co przydarzyło mi się w życiu po 1984 r.
Właśnie, jak to jest podczas spotkań z coraz to nowymi ludźmi?
Ja nie wiem, generalnie musisz wiedzieć, że o cokolwiek mnie ktoś zapyta w tej kwestii, to odpowiedź będzie jedna… nie wiem. Na żadnym spotkaniu rekolekcyjnym, modlitewnym czy jakimkolwiek innym nie byłem, po ludzku rzecz biorąc, przygotowany. Spotykam się też z ludźmi, którzy są niewierzący, a należą, np. do Ruchu Anonimowych Alkoholików. Wiadomo, że ci ludzie chcą wyzwolić się z alkoholizmu, zaś sprawa wiary jako taka ich w ogóle nie interesuje. Muszę więc z nimi tak rozmawiać, żeby nikomu nie przyszło do głowy, że przyjechałem tu ich nawracać. Nie ma tu żadnej metody, bo gdyby była metoda na cokolwiek, to nie byłoby tajemnicy, nie byłoby wiary i zaufania Bogu.
Również tu, gdzie teraz się znajdujemy, odbywają się w pierwsze soboty miesiąca rozważania różańcowe.
Ludzie, którzy tutaj przychodzą na czterogodzinne medytacje różańcowe, przynoszą ze sobą swoje bóle i troski dnia codziennego. Znajdują tu atmosferę i ducha modlitwy potrzebne na przeżycie kolejnego miesiąca, tak myślę.
Czym jest dla ciebie modlitwa różańcowa?
Myślisz; że jest możliwe opowiedzieć o tym w ciągu kilkunastu minut? Spróbujmy jednak po jednym zdaniu z każdej tajemnicy. Tajemnica naszego zbawienia zawarta jest w każdym z elementów Pozdrowienia Anielskiego. Jest tam podstawowa treść Ewangelii. Tajemnica zbawienia ludzkości wciąż trwa i każdy może w niej uczestniczyć. Pojawia się jednak pytanie, w jaki sposób? Pięknie przedstawił to Makuszyński w swojej książce Przyjaciel wesołego diabla. Wyłożył całą „filozofię Różańca” nie używając ani razu słowa Różaniec. Chodzi tu o przyjęcie zadania i postawienie siebie w każdej z piętnastu tajemnic. Różaniec jest to odpowiedź na pytanie, dlaczego Matka Najświętsza została ukoronowana na Królową wszechświata. Jest to tajemnica twojego życiowego sukcesu, jeżeli chcesz cokolwiek w życiu osiągnąć, bez względu na to na jakim polu, to musisz zrealizować piętnaście tajemnic różańcowych.
Musisz stanąć wobec każdej tajemnicy i porównać swoje chodzenie po świecie z życiem Jezusa i Maryi. Ostatecznie wszystko zmierza do ukoronowania Maryi na Królową nieba i ziemi, a więc również ukoronowania twojego życia Na początku jednak musisz przyjąć swoje zadanie w tzw. „ciemno”. Tak często mówimy: „Panie Boże, chciałbym ci wybudować taki wspaniały zamek, tylko daj mi ludzi, daj mi środki.” To nie tak. Należy nie mając nic rozpocząć swoją drogę zawierzając jak Maryja I jest to wtedy Różaniec. Chodzi o podejmowanie zadań dosłownie „w ciemno”, gdy często pozostaje tylko modlitwa, rozmowa z aniołem stróżem i pytanie: co dzisiaj?
Zycie składa się z bardzo maleńkich kroczków. Jest to codzienne przyjmowanie zadań. Kiedy odmawiasz Pozdrowienie Anielskie, to wtedy Maryja stoi przed Bożym tronem i „załatwia” twoje sprawy. I nie zastanawiaj się, czy odmawiasz tę modlitwę 150 razy, czy 200 razy dziennie, jesteś wolny i nie ma tu żadnych nakazów z góry.
Kiedyś przychodził do mnie ktoś skarżyć się, że nie może odmawiać Różańca. Tłumaczyłem więc, że ciągłe odmawianie Różańca to jest także budowanie jakby ochronnej czy dymnej zasłony przed atakami złego, niedobrych myśli i wszelkich lęków. Któregoś dnia ów znajomy spotyka mnie i powiada, że tak często odmawia Różaniec, a jednak złe myśli go wciąż nie opuszczają. On sobie po prostu wyobrażał, że jeśli będzie odmawiał Różaniec, to go nic nie będzie denerwowało. Tłumaczę więc, że Różaniec to ofiarowanie komuś pięciu minut swojego życia. Jeżeli nie jestem w stanie zrobić np. dla ciebie niczego, ani w żaden sposób ci pomóc, mogę jednak jako człowiek wyłączyć się ze swoich pragnień, życia, myślenia i ofiarować ci pięć minut swojego życia. Bo tyle trwa odmówienie dziesiątki Różańca. Ofiarowując ten czas na modlitwę wiem, że ktoś może ich bardzo potrzebować, a ja mogę tyle z siebie dać. Jadąc tramwajem, samochodem, obierając ziemniaki takich „pięciuminutówek” mogę mieć w ciągu całego dnia dosyć dużo.
Dziękuję za rozmowę.
Artykuł pochodzi z Miesięcznika Różaniec – Kwiecień 1996
Wydawnictwo Sióstr Loretanek POLECA
Modlitwa moja jest czysta. Rozważania o modlitwie
ks. Zbigniew Sobolewski
Modlitwa może być czysta – gdy płynie ze szczerego serca, które pragnie otwierać się na działanie Boga. Czasem nie wiemy, jak się modlić, czujemy się w tym nieporadni, niezręczni, znudzeni. Podsłuchując modlitwy zapisane w Biblii, możemy nauczyć się oczyszczać naszą modlitwę ze zbędnych naleciałości, tak by stała się autentyczna, otwarta, prawdziwie skupiona na Bogu.