Choć czas monarchii i królów dawno przeminął, to od ponad 600 lat swój tron na Jasnej Górze nieustannie ma nasza Mama i Królowa Maryja. I wcale nas Polaków nie razi, że tak właśnie się do Niej zwracamy. Oddajemy się pod Jej przemożne panowanie, jak niegdyś czynili to królowie, szlachta, panowie i prości chłopi. I nie wyobrażamy sobie Polski bez Jej obecności jako Matki i Królowej w demokratycznym państwie. Po prostu Ona była, jest i będzie Mamą i Królową.

Mimo zmiany systemów politycznych, ustrojów, pątnicy od wieków przemierzają nieraz setki kilometrów, aby iść do „tronu Maryi”. Matka Boża z Częstochowy do współczesnego pokolenia Polaków zwraca się tak samo jak do sług na weselu w Kanie Galilejskiej: „Uczyńcie wszystko, cokolwiek mój Syn wam powie” (por. J 2, 5). I tak samo jak w Fatimie przed stu laty woła: „Odmawiajcie codziennie różaniec, aby wyprosić pokój dla świata”.

Jej wizerunek zdobią coraz piękniejsze, drogocenne suknie – złote, brylantowe, bursztynowe… Dobrze, że ojcowie paulini nie prosili nas o nowe złote, wysadzane drogimi kamieniami korony dla Maryi na jubileusz trzechsetlecia koronacji. Prosili o duchowe korony, utkane z naszych dobrych uczynków, z całkowitego i bez reszty oddania się Jej w „niewolę miłości”. Czy nie taką drogę do Mamy i Królowej wskazał nam wielki prymas tysiąclecia kard. Stefan Wyszyński, kiedy „wszystko postawił na Maryję”? Idźmy tą pewną drogą, przetartą przez wielkich synów Maryi: św. Jana Pawła II, św. Maksymiliana Marię Kolbego i wielu innych zacnych synów polskiej ziemi.

ks. Szymon Mucha
redaktor naczelny